wtorek, 30 lipca 2013

Jeszcze więcej floksów

Mnie się one nigdy nie nudzą. A teraz jest ich czas. 

Przyjęło się myśleć o floksach czyli płomykach jako kwiatkach wiejskich, podstawie rabaty w tradycyjnym polskim ogródku chłopskim (babinym?). 


Ogródku, który jako typ zanika, jak pokazują ostatnio prowadzone na UW badania botaników (vide ulotka Ogrodu Botanicznego w Warszawie). Dotychczasowe przydomowe ogródki kwietne są wypierane przez ogródki tujowe, z wieczną zielenią. Osobiście mam oczywiście tuje i inne tego typu rośliny, ale tylko jako tło kolorystyczne. Nie lubię ogrodków tylko z tymi krzewami, szczególnie kiedy zasiedlają ogródek "na wyłączność" i wyglądają niczym patyki wsadzone w ziemię na łysej, nawet jeśli trawiaastej płaszczyżnie. A najgorzej odbieram, kiedy są ustawione w linii prostej.


Jeszcze niedawno w Polsce każda wiejska gospodni miała ambicję uprawiać w ogródku przed domem odmianę floksów inną niż sąsiadka. Całkiem niedawno będąc na wsi, usłyszałam pytanie, jaki kolor floksów mam u siebie. A ja nie mam jednego dominującego koloru, mam kilka - od czystej bieli po  kilka różnych odcieni różu aż po fiolet, z ciemniejszym środkiem bądź odwrotnie. 


Ach te radości hobbysty :)









poniedziałek, 29 lipca 2013

Na Helu

...da się żyć. Twierdzi córka. Można uwierzyć: kitesurfing... jazda konno po plaży... Itd., itp.



niedziela, 28 lipca 2013

Bug, Wkra, Wisła...

Tak się złożyło, że w ciągu ostatniego tygodnia byliśmy nad trzema rzekami:  dwa razy nad Bugiem, wczoraj nad Wkrą, a dzisiaj nad Wisłą.

Dzisiaj byliśmy z psem. Pies uwielbia Wisłę. Wisła uwielbia psa.







Wisła to nie tylko nurt rzeki, to także "dżungla nadbrzeżna".



sobota, 27 lipca 2013

piątek, 26 lipca 2013

Co pozytywnego może zdarzyć się w piątek?

To jest dla mnie bardzo trudne pytanie. Mogłabym bez trudu wymienić dziesiątki złych rzeczy, które przydarzają mi się zwykle w piątki. 

Ale, zobowiązałam się znaleźć codziennie coś pozytywnego... Więc dzisiaj też znajdę. 

Miałam cudowny poranek :)

Z tym, że to było jeszcze zanim przed naszymi oknami zakopała się ciężarówka z hydraulikami i w ten oto sposób dowiedzieliśmy się, że sąsiad postanowił wykopać sobie basen, zresztą na wprost okien naszej kuchni... Dżizas, w naszej wiosce przydomowy basen?! 

Praca wre cały dzień, jutro będą lać beton, ale podobno nic nie będą lać w niedzielę... Plus ujemno-dodatni.

Do pracy udało się dojechać w miarę szybko - proszę, kolejny plus :))

W robocie nic się nie zawaliło, przynajmniej nie w mojej obecności - znowu plus :)))

Analizy finansowe wskazują, że w przyszłym miesiącu nadal będę miała tę robotę - plus do kwadratu :)))) 

Teraz udaję się do lasu z psem w celach medytacyjnych.  A las niedaleko. Hiperplus!

czwartek, 25 lipca 2013

Wygrałam 2 konkursy książkowe :)

No, nie do wiary. Najpierw wygrałam w konkursie dotyczącym ulubionego policjanta literacko-filmowego rodem z Francji u Agnieszki z Książkowa. 


Nagroda od Agnieszki Tatery i Noir sur Blanc

I to za co? Za czystą przyjemność napisania kilku słów o moim ulubieńcu granym przez Vincenta Cassela w "Purpurowych rzekach". Jak sobie przypomnę, jak on biegnie, jak on biegnie... 


A potem poszłam za ciosem i wystartowałam w konkursie Bookfy. I znowu wygrana!


Nagrody od Bookfy i Wyd. Egmont

Szafa, którą trzeba było"rozgryźć", to oczywiście szafa z etiudy filmowej Romana Polańskiego "Dwaj ludzie z szafą", nakręconej w Gdańsku i Sopocie w końcu lat 50. 




Film, którego szczegółów nie pamiętałam, zostawił jednak we mnie silny ślad - poczucie ogromnego absurdu. Teraz go sobie znowu przypomniałam. Okazał się nawet lepszy niż wtedy, gdy widziałam go po raz pierwszy! Jako młody widz zapamiętałam Klubę w roli jednego z mężczyzn - takiego ciemnego, żydowskiego... Rolę chuligana w wykonaniu samego Polańskiego - chłopaka pełnego wściekłości. I... morze, z którego mężczyźni wyszli i do którego wrócili. Jak jacyś obcy z kosmosu. Wydawało mi się, że pamiętam muzykę Komedy, ale to było tylko złudzenie. Pamiętałam tylko plusk morza...

Polański już wtedy był genialnym, odważnym reżyserem. Jego temat to banalność zła - zło w ludziach, którzy nas otaczają. Że zabijanie jest łatwe. Także nieprzystawanie do świata, bezradność tych, których nikt nie chce. Bardzo to przejmujące. I potrzeba walki o siebie, choćby miała ona oznaczać agresję. 

Formalnie film podszywa się pod robienie wygłupów, ale to maska. Jest trochę jak krzyk pijanego, który tylko po kilku głębszych jest w stanie wykrzyczeć swoje nieszczęście... Pod tą błazenadą kryje się coś głębszego... Ja to czytam jako imperatyw nieulegania, zachęta do bycia sobą za wszelką cenę. 

Po prostu nie daj się zabić, nie daj się stłamsić, nie oddawaj swojego świata!

Warto obejrzeć ponownie. Poniżej film Polańskiego "Dwaj ludzie z szafą" w 2 częściach. Kilkanaście minut.


środa, 24 lipca 2013

Floksy górą

Dobrze byłoby mieć jeszcze więcej floksów. Przepadam za nimi. Kojarzą mi się z dzieciństwem i wakacjami spędzanymi u dziadka. Babcia Zocha odżywiała je skorupkami jaj. Niezłe. 


wtorek, 23 lipca 2013

Nad Bugiem

Zaniosło nas dziś nad Bug. 
Piękne łąki. Mało ludzi, samochodów i... jaki równy asfalt! 
Ptaki śpiewają. Owady brzęczą, trawa pachnie. Można poczuć lato. Piękny, trochę rześki wieczór...



A poniżej rzeźba - alegoria rzeki Bug sprzed Pałacu na Wodzie w Łazienkach. Ta rzeka pobudza wyobraźnię.




poniedziałek, 22 lipca 2013

"Królewna Śnieżka" ilustracje J.M. Szancer

Królewna Śnieżka to obok Dziadka do Orzechów mój ulubiony cykl ilustracji w wykonaniu Szancera. 
Kreska, kompozycja, dramaturgia. Unikalny wygląd postaci, twarzy, włosów, sukni. Kolory!!! 

Są zachwycające!



sobota, 20 lipca 2013

Palma = tęsknota

Galimatias warszawski jest dla mnie dość nieznośny. Ale palma jest OK. Przypomina mi o mojej nieustającej tęsknocie za pustyniami, pustą przestrzenią i swobodą.

Dobre jest też niebo z kłębiącymi się chmurami. I porywy wiatru.



czwartek, 18 lipca 2013

"Rara Avis" w Krakowie

Ostatnio rzadko bywam w Krakowie, a latem praktycznie od lat mnie tam nie było. 



Niemniej jak już jestem, to nieodmiennie nostalgię budzi we mnie Collegium Maius i okolice Uniwersytetu. A Chimery z barem sałatkowym to bardzo, bardzo zazdroszczę.




Tym razem odwiedziłam kilka atykwariatów. Kilka się w międzyczasie zlikwidowało.

Najlesze wrażenie robi "Rara Avis". Bo piękne wnętrze, bo porządek, bo miła obsługa, bo były książki, których szukałam, bo pakują je w biały cieniutki papier, bo mają uzupełnianą stronę internetową. 

W ich wydaniu książka to produkt luksusowy. Naprawdę stary, minimum 50-letni. Sprzedawany w klimatyzowanym wnętrzu i podawany przez elegancką i inteligentną sprzedawczynię. Także odpowiednio kosztowny. Kupującym jest bibliofil - osoba zbierająca maniakalnie obiekty książkowe (bardzo dobrze sprzedają się mapy oraz wszelkie broszury, druki ulotne, widokówki) spełniające pewne wybrane kryterium. Ja np. gromadzę książki z ilustracjami J.M. Szancera... Przy mnie zjawił się miłośnik katalogów samochodowych... Wszelkie judaica sprzedają się na pniu...

W Warszawie jest jeszcze trochę takich miejsc - najsłynniesze z nich to antykwariat w Alejach Ujazdowskich, drugie to ten na Krakowskim Przedmieściu. Jest też miejsce na Wspólnej, w którym jeszcze nie byłam.

Jest też sporo sklepów, które, choć także noszą nazwę "antykwariat", to są w rzeczywistości raczej odpowiednikiem "Ubrań na wagę". Oferują książki ledwo zakupione, a już niepotrzebne. W takich zresztą najczęściej dotąd kupowałam.

Takie punkty "Taniej książki" starają się tanio kupić (po 1 złoty) i tanio sprzedać, a więc model sprzedaży opiera się tam na zasadzie "duży obrót - mały zysk". Sprzedawca nie ma specjalnych kwalifikacji. Zresztą jego praca wymaga głównie siły fizycznej, bo polega na przewalaniu dziesiątek kilogramów często starego śmierdzącego papieru. Nie wprowadza się i nie opisuje książki w internecie, bo ani nie są to jakieś szczególnie cenne pozycje, ani nie ma na to czasu, bo rotacja towaru jest dość szybka. 
Obawiam się, że takie miejsca będą upadać wraz z zanikaniem populacji czytającej książki, ale jej nie zbierającej, nie bibliofilskiej.

Ogólnie rzecz biorąc, na przykład nikt nie spodziewa się już książek w domu młodych ludzi. Najczęściej nie mają oni kontaktu z książką (inną niż podręcznik) jako obiektem estetycznym. Bo nawet na studiach oczekuje się od nich czytania zaledwie rozdziału, dwóch. Czytanie książek w całości odeszło do lamusa. Razem z książkami. 

A ja je tam znajduję :)

środa, 17 lipca 2013

Badwater Ultramarathon

To 217 km biegiem przez Dolinę Śmierci. Start na wysokości (czy raczej niskości?) 80 metrów poniżej p.m. Meta na wysokości 2500 metrów n.p.m.
Chcę zapamiętać ten widok. To jest coś abstrakcyjnego.


http://totallycoolpix.com/2013/07/badwater-ultramarathon-in-death-valley-2013/

poniedziałek, 15 lipca 2013

O psie, ktory lubił jadać jagody

Kofeina lubi nie tylko wytarzać się w krzakach jagód, ale i przejeżdża przez nie pyskiem wytrwale, szukając owoców. Z ręki też chętnie je pożera.
Dziwny to pies :)

Obecnie jest w wieku dojrzałym. A tak wyglądała, jak była mała.



niedziela, 14 lipca 2013

Ogród Botaniczny w Powsinie

Ma zupełnie inny charakter niż ten w Alejach Ujazdowskich. Jest obszerny i spacerowy. Zachwaszczony. Ale i tak jest piękny. Swobodny.
Aktualnie imponująco wyglądają liliowce, lilie i oczywiście róże. Jest ich więcej niż w w Alejach. Dużo tu znajdziemy róż krzewiastych, na które nie ma miejsca w małym ogrodzie przy obserwatorium. 


Wystawę mają róże powsińskie jeszcze bardzie słoneczną i zaciszną. Poszczególne egzemplarze są przez to dużo bujniejsze i wyższe. I dużo mniej chorują na rdzę.


Nostalgia

Kolejny raz bardzo pozytywne wrażenie zrobiła na mnie Nostalgia. Za to mój ulubiony biały Chopin - polska odmiana (hod. Żyła), wypadła blado w pełnym słońcu. Co dowodzi, że róża musi być dopasowana do ekspozycji. U mnie by pasowała. Szukam jej.


Fryderyk Chopin w Alejach Ujazdowskich

piątek, 12 lipca 2013

Nareszcie są ze mną

..."Baśnie z dalekich mórz i oceanów" Markowskiej i Milskiej nareszcie są ze mną. 





Śmieszne? Nie dla mnie :) To książka, na którą polowałam od wielu miesięcy. Wcześniej udało mi się zdobyć 2/3 "Baśni...", tzn. dwie z trzech broszur, w postaci których wznowiono "Baśnie" w latach 80. 

Ale to mi nie wystarczało. Bardzo, bardzo tęskniłam za twardymi okładkami moich ukochanych "Baśni" - pierwszej książki, którą trzymałam w ręku. 

Miałam 5 lat. Byłyśmy z mamą u sąsiadki z sąsiedniego domu. Ona miała dzieci. Pokazała mi tę książeczkę. To była pierwsza książka, jaką widziałam na oczy. Niedługo potem nauczyłam się czytać, korzystając z Expressu Wieczornego. I stałam się sobą, Agnieszką, która czyta...



 Wspaniałe ilustracje są autorstwa Gizeli Bachtin-Karłowskiej.



 Ta ilustracja wzrusza mnie do łez.


A ta jest esencją urody życia.

środa, 10 lipca 2013

Ta Dorotka, ta malusia...

...to moja oóreczka chrzestna. Mała rezolutka. Odważna panienka. Odegrała znaczącą rolę w czasie ślubu mojego syna - podawała obrączki :)
Oglądam sobie właśnie zdjęcia ze ślubu i śmieję się do siebie.



wtorek, 9 lipca 2013

Wizyta w bibliotece

To jedno z tych pozytywnych zdarzeń związanych z życiem w niewielkiej miejscowości, czy raczej wsi. Sporo z tych, którzy jeszcze czytają książki, decyduje się je oddawać do biblioteki po przeczytaniu. Ja też tak robię od lat. Wynika to z faktu, że wiem, że jeśli dana książka nie zainteresuje mojego męża, to żadne z moich dzieci nigdy po nią nie sięgnie. Więc nie ma sensu trzymać ich na półce. A mam tych dzieci w sumie troje. To dorośli ludzie. Każde z nich ma partnera, który też mógłby czytać. No niestety, żadna z tych osób nie czyta ani regularnie (czyli ponad 6 książek rocznie), ani dobrowolnie (czyli z wewnętrznej potrzeby). 

Taak..., wracajmy jednak do pozytywów. Ja czytam dużo. Ty czytasz dużo. Mój mąż czyta dużo. My czytamy dużo. Wy czytacie dużo. Oni... dużo tracą.

A w bibliotece upolowałam sobie Saramago 'Podróż słonia' i biografię Kałużyńskiego 'Pół życia w ciemności'. 





niedziela, 7 lipca 2013

Rundka "świńskim truchtem" raz...

Niedzielny trucht zaliczony. Ludzi trochę było na mojej ulubionej trasie, ale nie wchodziliśmy sobie w drogę, bo to byli rowerzyści. A potem horda zbieraczy jagód, którzy, chodząc poza ścieżkami niszczą poszycie bardzo wyschniętej Puszczy, było nie było, Parku Narodowego...




sobota, 6 lipca 2013

Jak pies z kotem

...potrafią sprawić dużo radości tym, że są. 


Jeszcze kilka lat temu byłoby mi trudno to zrozumieć, bo cóż taki pies, bo cóż taki kot...? A teraz, kiedy dzieci są poza domem, mąż na rowerze, pozostają one. One nigdy nie udają, nigdy się nie złoszczą, zawsze wiadomo, o co im chodzi  (konkretnie to chodzi im o jedzenie :), potrzebują mnie (bo daję im jedzenie). Ich intencje są czyste jak łza. 

Dzięki Bogu daleka jestem od antropomorfizacji moich zwierzaków. Oczywiśćie na razie :)

Kofeina towarzyszy mi zwykle na spacerze:








Z kolei Lotka towarzyszy mi zwykle przy piciu kawy. Tym razem trochę się nie zmieściła w kadrze :)


Tutaj bawi się gałązką kocimiętki.