Przyjęło się myśleć o floksach czyli płomykach jako kwiatkach wiejskich, podstawie rabaty w tradycyjnym polskim ogródku chłopskim (babinym?).
Ogródku, który jako typ zanika, jak pokazują ostatnio prowadzone na UW badania botaników (vide ulotka Ogrodu Botanicznego w Warszawie). Dotychczasowe przydomowe ogródki kwietne są wypierane przez ogródki tujowe, z wieczną zielenią. Osobiście mam oczywiście tuje i inne tego typu rośliny, ale tylko jako tło kolorystyczne. Nie lubię ogrodków tylko z tymi krzewami, szczególnie kiedy zasiedlają ogródek "na wyłączność" i wyglądają niczym patyki wsadzone w ziemię na łysej, nawet jeśli trawiaastej płaszczyżnie. A najgorzej odbieram, kiedy są ustawione w linii prostej.
Jeszcze niedawno w Polsce każda wiejska gospodni miała ambicję uprawiać w ogródku przed domem odmianę floksów inną niż sąsiadka. Całkiem niedawno będąc na wsi, usłyszałam pytanie, jaki kolor floksów mam u siebie. A ja nie mam jednego dominującego koloru, mam kilka - od czystej bieli po kilka różnych odcieni różu aż po fiolet, z ciemniejszym środkiem bądź odwrotnie.
Ach te radości hobbysty :)