niedziela, 28 września 2014

El Greco na Zamku Królewskim w Warszawie

Na Zamku Królewskim święto: w Galerii Malarstwa można zobaczyć jedyny będący w  zbiorach polskich obraz El Greco. Maciej to wypatrzył. I pobiegliśmy tam.






Ekstaza św. Franciszka to jeden z dziesiątków portretów świętych namalowanych przez płodnego i długo żyjącego, bo ponad 70 lat,  artystę z XVI wieku. OBraz ten doskonale oddaje cechy typowe dla jego malarstwa. Malarstwa jedynego w swoim rodzaju. El Greco jest manieryczny, ale dzięki temu charakterystyczny i nie do pomylenia. Ów manieryzm stylu sprawia, że nie mamy do czynienia z kolejnym typowym tworem renesansu hiszpańskiego. Manieryczny styl, ze zdeformowanymi postaciami ludzkimi, ale w jakiś sposób prawdziwy i ponadczasowy, a więc zawsze... nowoczesny.

El Greco był też wybitnym kolorystą. Paleta barw, którą stosował jest bardzo specyficzna. Praktycznie każdy kolor ma u niego nietypowy odcień, jakby 'nocny', widziany w  świetle świecy. Ekstaza też ma taki nokturnowy wyraz, Tło u El Greco jest zwykle pokryte chmurami czy też snującymi się mgłami. Jakże to nietypowy widok w prawdziwym, spalonym słońcem krajobrazie Hiszpanii. Tło Ekstazy ma kolor ktory z daleka wydaje się niebieskoatrametowy, a na zdjęciu wręcz szary. Nic bardziej mylnego... Po bliższym przyjrzeniu się okazuje się mieć przepiękną barwę - zieloną, idącą w kierunku przybrudzonego jaspisu.
Zdjęcia tego nie pokazują niestety...


EL Greco fascynuje rzesze miłośników malarstwa i naukowców. Od niedawna znana jest nawet nazwa jednostki chorobowej, która prawdopodobnie doprowadziła El Greco do widzenia postaci w tak, a nie inaczej zdeformowany sposób.

Teraz trochę wspomnień, które pokazują, dlaczego El Greco jest moim artystą i dlaczego z taką przyjemnością i silnymi emocjami obejrzałam jego obraz w Warszawie.




Kiedy  po raz pierwszy pokazano w gazecie zdjęcie tego obrazu, miałam klikanaście lat, byłam chyba w 8. klasie. Obraz był pociemniały ze starości, brudny, pokryty domalowaniami zniekształcającymi niemal całkowicie jego urodę. Zobaczyłam zdjęcie tego znaleziska z plebanii w Kosowie Lackim i przeczytałam, że odkryły go w tym nieprawdopodobnym miejscu, a następnie dały mu drugą szansę dwie super profesjonalne, młode historyczki sztuki spisujące po prostu dzieła sztuki jak leci... I pomyślałam: Ja też chcę zostać historykiem sztuki. Marzę, żeby patrzeć wciąż na tak piękne rzeczy jak ten obraz El Greco. Wycięłam sobie ten artykuł. Jeszcze niedawno miałam go w papierzyskach...

Potem, mając lat 22, miałam szczęście odwiedzić Muzeum Prado w Madrycie, kościoły w Toledo. Widziałam wtedy dziesiątki malowideł El Greco. Byłam w raju.
Toledo nad Tagiem
Samotna wycieczka do Toledo to jedno z moich najbardziej poruszających wspomnień z Hiszpanii. Kiedy nagle pośród pól słoneczników wyłoniła się skała, a na niej miasteczko Toledo, po prostu unioslam się w górę. Było 40 stopni. Powietrze gęste od żaru. Ale uliczki ciemne i wtedy dość puste. Pełno kościółków. El Greco mnie nie zawiódł. Jego obrazy są piękne, choć jednocześnie nie są ładne. Może pierwszy raz poczułam tak mocno, co to znaczy chodzić tymi samymi ulicami co artysta. Patrzeć na to, co on, być tam gdzie on... i niestety być pozbawionym mocy twórczej. Bycie artystą to tajemnica, która mnie będzie fascynować już zawsze.
Toledo wg El Greco

El Greco zaś zawsze zostanie moim wybrańcem.

poniedziałek, 22 września 2014

Robert Kuśmirowski galeria ASP - instalacja 'Traumgutstrasse'



Jeśli tylko mogę, chodzę obejrzeć prace Kuśmirowskiego. Jest jedyny w swoim rodzaju. Rekonstruuje i imituje przeszłość. Zaczęło się od tego, że w CSW W Zamku Ujazdowskim zobaczyłam kiedyś gabinet naukowca (typu Doktor Caligari), który odtworzył /stworzył (?) w skali 1:1 z gablotami, retortami, szafkami bibliotecznymi, kurzem. Brakowało tylko smrodu starości. To jest jego styl.  Ja wchodzę do środka i...poddaję się tej scenografii, która jest... bardziej niż prawdziwa. Szuflad co prawda nie można wysunąć, a szkło jest często z plastiku, ale wrażenie... Wrażenie - czyż nie to się liczy?

Myślę wtedy o pomieszczeniu, który Kuśmirowski by odtworzył, gdyby dostał zlecenie pokazać moje życie. Co by to było? Co bym wtedy zobaczyła?

Zaczął w 2002 od rekonstrukcji...stacji kolejowej. Potem wagon, cmentarz, bunkier.



Prace Kuśmirowskiego robią na mnie kolosalne wrażenie. Jego prace są absurdalnie pracochłonne, absurdalnie niepotrzebne. Zajmują się pojęciem imitacji. Kuśmirowski jest rzemieślnikiem, rzeżbiarzem, myślicielem, robotnikiem fizycznym, spawaczem, zbieraczem. Jego życie jest dziwaczne, prawie jak...sztuka. Przejechał kiedyś kolosalną trasę na rowerze z XIX wieku. Przeszedł 1500 km na piechotę, żeby otworzyć w Paryżu swoją wystawę.

W świecie jest słynny. U nas? Sami sobie odpowiedzcie.



Teraz w Salonie Akademii - galerii ASP - Kuśmirowski dokonuje rekonstrukcji powojennych ruin budynku i zniszczonego arystokratycznego salonu pałacu, który jerst obecnie siedzibą ASP. Praca nie jest oczywiście tak spektakularna i tak rewelacyjna jak bunkier z II wojny światowej na Biennale w Lyonie.



Jest też przedstawiona wprzez kuratorkę w sposób przekombinowany. Odwołania do podświadomości (trauma, gut vs Traugutta), psychologii procesu ('śnienie') ujęte w słowa jak z wypracowania maturzysty AD 2014 nie przekonują mnie, a wręcz odstręczają mojego męża.

Dla niego jest to rekonstrukcja ruin budynku, umieszczona  dziwacznie w jednej z sal w tymże budynku potem odbudowanym. Spalony pokój z meblami oraz ściany budynku z bramą i oknem... Przypomina mu po prostu o wojnie. Szczególnie, że tym razem naprawdę był smród - spalenizny. Czyli dla Macieja jest to o przeszłości.

Dla mnie była to praca o współczesnym przymusie podglądania. Wszystkiego i wszystkich. Także przeszłości. O rekonstrukcjach: bitew, rzezi wołyńskiej, pewnie niedługo spalenia Żydów w Jedwabnem.

O tym, o czym kuratorka pisze jako o pornografii podglądania. Ja bym użyła raczej określenia lubieżności podchodzenia za blisko. Nieumiejętności przeżycia jakiegoś zjawiska tylko w wyobraźni z wykorzystaniem symboli. Przymusowi weryzmu. To jest element antyintelektualności naszych czasów. Bo dziś, jak ktoś nie zobaczy flaków na wierzchu, to nie uwierzy, że ofiara nie żyje... Czyli dla mnie jest to praca krytyczna - o współczesności i współczesnym człowieku, który staje się coraz większym prostakiem. A wpływają na to media, biznes, polityka edukacyjna, itd, itp. Długo by gadać.



A tak pisze kuratorka Katarzyna Urbańska:

Jego praca ma wszystko to, do czego broni nam dostępu czarno-biała fotografia: ciężar, masę, kolor, rzeczywisty wymiar. Ta zmysłowa forma sprawia, że nieczytelna przeszłość zdaje się rozszczelniać, a historia miejsca ponownie ożywać, nabierać przestrzennego charakteru.

niedziela, 14 września 2014

Na kanapie w cieniu zamku

Na kanapie w cieniu zamku - konkretnie Zamku Ujazdowskiego - leżała sobie mała Ola i machała nóżkami :) 

Jednocześnie nieustannie sprawdzała, czy aby pierwszy ząbek, który się jej właśnie wyrżnął, jest na miejscu... 

Była to być może ostatnia taka ciepła letnia niedziela tego roku... A szkoda, bo fajnie jest tak leżeć sobie z gołymi nogami na świeżym powietrzu...






czwartek, 11 września 2014

Essenze by Ermengildo Zegna

Marka Ermenegildo Zegna została kupiona w 2012 przez Estee Lauder. Postanowiono jakoś zaznaczyć powiązanie z tą marką o jakże silnych tradycjach kosmetycznych i perfumeryjnych. Jak wiadomo Zegna to wyrobiona marka ubraniowa, która raczej idzie w górę. Jej zapachy  jednak nic nie znaczyły w branży. Ja miałam okazję zapachy Zegna powąchać w nieocenionej szalonej S.



Seria Essenze Ermenegildo Zegna powierzono całej grupie perfumiarzy: 

Italian Bergamot - Pierre Negrin. Robił Oud Flamboyant dla Givenchy. IB to czyściutka bergamota, którą niczym signature scent umieszczono w centrum  każdej z esencji.

Javanese Patchouli Frank Voelkl. Duży awans utora. Bardzo miłe zaskoczenie, bo to paczula na pieprzu. Ale prawdziwa ziemna, korzenna paczula. bergamotka jej służy.

Florentine Iris Jacques Cavallier-Belletrud.  Wspaniały korzenny irys, tylko w pierwszej chwili nieco słodkawy, potem żaden puder, wytrawny jak lubię. Wspaniały i elegancki.
Javanese Oud - Jacques Cavallier-Belletrud. Zrobiony bez wątpienia pod wpływem M7, choć nacisk jest na ową bergamotkę, nie paczulę. Dodam, że bardziej podobny do M7 (w lżejszej damskiej wersji) jest Oud Flamboyant Givenchy.
Oba te zapachy to absolutnie najlepsze zapachy kolekcji. Autor współpracował przedtem przy legendarnym M7 i jego flankerach oraz Acqua di Gio. Nie wiem, dlaczego  jego nazwisko zostało zniekształcone do Cavallier na fragrantica.pl. W takiej postaci trudno je jakoś rozpoznać.

Sicilian Mandarine - Harry Fremont (ten z kolei to autor CK One i Grey vetiver Toma Forda) zapach to esencjonalna mandarynka zrobiona po bożemu.

Haitian Vetiver - autor nieznany... i słusznie. Duży zawód.



środa, 10 września 2014

Księgarstwo schodzi do podziemia

Wydawnictwo Czarne otworzyło pierwszą stacjonarną ksiegarnię. Mikroksięgarnię połączoną z salką konferencyjno-spotkaniową.



Miejsce to odpowiada na wymagania naszych czasów. Niczym każdy inny niszowy sklep otwarto tę księgarenkę w miejscu trochę schowanym. Niby blisko Marszałkowskiej, niby na Hożej, ale za to w obskurnej, zdewastowanej kamienicy, wstepnie doprawdy odrzucającej, po prostu w mieszkaniu, na półpiętrze. Na zewnątz nie ma informacji o istnieniu tu jakiegokolwiek punktu sprzedaży. Trzeba poszukać, zadzwownić, poczekać, aż księgarz wyjrzy i nas "zaakceptuje", wejść i się samemu obsłużyć. Po prostu "guerrilla style'.

Kiedy stanęłam w korytarzu, księgarz odwrócił się szybko ode mnie i zaczął stukać w kompa. Nie odezwał się do mnie ani słowem. Tak zwane 'ani be, ani me, ani kukuryku.' Pani weszła, to i wyjdzie.... Bo proszę państwa coś się zmieniło w ksiągarstwie. 

Obawiam się, że sprzedaż książek nie odbywa się już tak jak kiedyś - poprzez doradztwo, kontakt z żywym księgarzem. Najwięcej książek sprzedaje się w internecie. Dlatego sprzedaż książek dziś to przede wszystkim robienie 'akcji', pokazywanie się w mediach społecznościowych, organizowanie eventów. A nie podawanie książek w księgarni. I ja tego doświadczyłam. Znalazłam się w po prostu w showroomie wydawnictwa.

Bo już wszyscy chyba wiedzą, że nie wystarczy wystawić książek na półki i pogadać z czytelnikiem. Jak w każdym niszowym biznesie najważniejsze jest, żeby wytworzyć wrażenie elitarności przedsięwzięcia. Ściągnać fana danej marki na miejsce. Zwykle wtedy zaczyna się nawiązywanie relacji z klientem i zdobywanie jego lojalności przez nietypowy, bezpośredni kontakt ze sprzedawcą-doradcą. 

To akurat zostało mi "oszczędzone", co - jak doskonale widać - mówię z żalem, bo chętnie porozmawiałabym z panem Tomaszem Grajkowskim, który rządzi miejscem. Istnieje kilka możliwych przyczyn. Najpewniej był akurat bardzo zajęty. Albo istnieje jeszcze jakieś sito przed przyjęciem do 'wspólnoty'  :) np. odwiedzanie spotkań czwartkowych. Albo po prostu nie wyglądam na 'grupę docelową'. Na pewno nie wpadam w grupę wiekową 25-40. Nie wyglądam na dostatecznie hipsterską dziewczynę z miasta, żeby warto było zawracać sobie mną głowę. Wiem, że taka właśnie jest warszawska klientela wydawnictwa, bo byłam na wyprzedaży ich książek z przenoszonego biura promocji na Andersa i widziałam wtedy, jak taki event przyciąga młodych i bardzo młodych ludzi. 

Choć... może nie dlatego, że mają oni wielką potrzebę czytania. Raczej wielką potrzebę bywania, spotykania się, gadania i robienia sobie zdjęć. Książki leżały sobie na stołach jakby przy okazji. Ważne dla promocji jest zdjęcie tłumu, które można wtedy zrobić i wrzucić na fb.

Muszę się z tym pogodzić. Najważniejsze, że znalazłam niedostępny już nigdzie indziej tom z biografią Ben Guriona. Kupiłam też 'Białe' o Spitsbergenie. 

Miejsce: 
Hoża 42
Warszawa 

wtorek, 9 września 2014

Van Cleef & Arpels w Sephorze

Kultowa firma jubilerska (motyw suwaka - Zip, motyw koniczynki - Alhambra, itd) z końca XIX wieku, ulokowana w Paryżu na placu Vendome (od 1906 roku) postanawia w 1976 zostać pierwszą firmą tego typu oferującą także perfumy. Ozdabiać nimi kobiety. Ryzykują, biorąc do tego projektu młodego perfumiarza Jean-Claude Ellena. Powstaje ich pierwszy zapach - aldehydowo-kwiatowy (nomen omen) First. Ellena w swojej książce pisał, że miał ambicję zrobić coś lepszego niż Chanel nr 5. Młody był...


Od tej pory robią ciągle to samo. Robiąc to po prostu wystarczająco dobrze. Kierując swoją ofertę do lubiących tradycyjną fauno-florytyczną biżuterię mieszczańską, wymagającą jednakowoż wielkiego zmysłu dekoracyjnego oraz rzemiosła na najwyższym poziomie. Najkrócej mówiąc jest to marka maksymalnie zbytkowna (jest takie staroświeckie słowo pochodzące od słowa "zbytek". Jego synownimy to doborowy, ekskluzywny, elitarny, luksusowy, pełen przepychu, uprzywilejowany, wyrafinowany, wyszukany, żyjący w luksusie, doskonały; świadczący o zbytku, bogactwie.

TU ich historia opowiadana przez prawnuka jednego z założycieli firmy z rodu Arpelsów.

Tymczasem ja nawet nie marzyłam, że kiedyś będę wąchać produkty tejże luksusowej paryskiej marki. I tu zaskoczenie. Pojawiły się w S. Co więcej okazały się dla mnie najciekawszymi propozycjami z przedstawionych w kąciku niszowym.

Mówię tu o kolekcji Extraordinaire powstającej stopniowo od 2009 roku.

Collection Extraordinaire Bois d`Iris
2009 dla kobiet

Fantastycznie zmieszany zapach. Słowo zmieszany jest kluczowe :) Jestem pewna, że co recenzja, to będzie inny odbiór. Jest w tym zapachu coś takiego, że autorka może go zaliczyć do super udanych dzieł. Bo jest 1. bardzo przyjemne w odbiorze, 2. a jednocześnie... zbijające z tropu. Jeśli autorka pisze, że chciała tak złożyć zapach, żeby uzyskać "efekt drewna wyrzuconego przez morze", to nie spodziewamy się AŻ tak wypolerowanego i ciepłego drewna. Bo na mnie efekt jest z pewnością z kategorii drewno, korzenie. Byłam przekonana, że to paczula, a to osłodzony irysem i wanilią wetiwer. Coś dla mnie nowego i pięknego!
Edit: Zapach na blotterze, a na skórze to dwie różne bajki. Wydaje mi się, że wynika to z umiejętnie wykorzystanego iso e super. Zapach NA SZCZĘŚCIE nie jest jednak chemiczny czy ulotny, nadmiernie przestrzenny, wręcz przeciwnie bardzo przylega do skóry. W innym przypadku byłby to zapach zbyt nowoczesny, niepasujący do konwencji marki. Bez wątpienia jednak odcień 'drzewności', który ma ten zapach, bardzo przypomina mi przyjemnie drzewny zapach mojej skóry skropionej dużą dawką np. Molekuły 01. Bois d'Iris ma też charakterystyczną siłę przyciągania, pociągania i wciągania. Naprawdę pięknie zmieszane. Bevierre Coppermann, jesteś moją idolką!

Collection Extraordinaire California Reverie
2014 dla kobiet

Rozkoszny luksusowy jaśmin - delikatny, subtelny, miodowo-waniliowy. Antone Maisondieu to uczynił.

Collection Extraordinaire Cologne Noire
2009 dla kobiet i mężczyzn

He's my man! Mark Buxton i jego kardamon i pieprz. Nie do pomylenia. Powiedzieli mu pewnie: 'Tylko żadnych goryczy i kwasów, żadnego niepokoju, żadnej awangardy.' I proszę piękna kolońska posiadająca ze wzorca tylko cytrusy, ale mająca pełną odświeżającą funkcjonalność. Wymagająca odrobiny odwagi, dająca poczucie ekskluzywności. I naprawdę uniseks.

Collection Extraordinaire Gardenia Petale
2009 dla kobiet

Autorką jest Nathalie Feisthauer. Sztuką jest dodać do gardenii piękne nuty zielone. Jej się udało.

Collection Extraordinaire Lys Carmin
2009 dla kobiet

Collection Extraordinaire Muguet Blanc
2009 dla kobiet

Collection Extraordinaire Orchidee Vanille
2009 dla kobiet

Aaa, jakie słodkie i pomimo to eleganckie. Dzieło Randy Hammami.


Collection Extraordinaire Precious Oud
2011 dla kobiet

Moim zdaniem wpadka. Autorka Amandine Marie nie podołała tak wymagającej tematyce i stawiającej konkretne wymagania nazwie. Słaby jakby lekko agarowo-kwiatowy ?, ledwie zipiący zapaszek bez projekcji i trwałości.

Collection Extraordinaire Rose Velours
2013 dla kobiet

Antoine Maisondieu ponownie. Dużo ambroksanu. Przez chwilę welwetowa róża. Dla mnie za mało.


Sama prezentacja Collection Extraordinaire Van Cleef & Arpels w S. godna jest pochwały. Perfumy stoją na regaliku, który jest opatrzony jest zdjęciami głównych składników. Do tego pisemna zajawka, co chciał osiągnąć konkretny autor. I jego nazwisko. Uważam, że tak powinno być ZAWSZE. Zważmy, że perfumy tej klasy nie powstają na zamówienie typu "brief" bedacy wynikiem analizy marketingowej "potrzeb konsumentów", tylko autorzy dostają zarysowany temat i wolną rękę. Wtedy można coś stworzyć. I to są kreacje.

Cudowne, inne niż wszystko co mam i czym interesowałam się dotąd - są Bois d'Iris. Dobrze, że irys w nazwie mnie nie odstręczył.

poniedziałek, 8 września 2014

Juliette Has a Gun i co z tego wynika?


Juliette Has a Gun to niszowa marka włoska powstała w 2006 roku. Początkowo pracował dla niej Francis Kurkdjian. Dyrektorem kreatywnym jest tam Romano Ricci, którego niestety nie znam z żadnych innych produkcji perfumiarskich, przez co wnioskuję, że wszystkie zapachy do niedawna robił im albo Kurdjian, albo ktoś z zewnątrz, a Ricci tylko je firmuje...

A więc wiemy już, że Juliette Has a Gun. I co z tego?

Ano nic specjalnego. Choć znajdujemy perfumy tej marki ustawione w Sephorze na półce tuż obok wspaniałej wizualnie i treściowo historycznej kolekcji wód kolońskich Guerlaina.

Nie mam pojęcia, jak można zaprezentować raczej wątłe w gruncie rzeczy zalety marki Juliette Has a Gun w takiej sieciówce, jak Sephora. Jak to może zostać odebrane? Jest to bezwględnie marka wymagająca wprowadzenia przez doradcę - bez dwóch zdań. Jest to czysta nisza. Zapachy niemogące się podobać od pierwszego niuchu. Niemniej stanowiące pewien zgrabny koncept intelektualny. 

Nazwy perfum sa zabawne, ale nie wszystkie  kojarzą się z perfumami:
* Anyway
* Romatina
* Miss Charming
* Mad Madame (Odlotowa kombinacja (autorstwa? Romano Ricci). Jedyna propozycja z oferty Juliette Has a Gun, która mi się naprawdę spodobała. Wszystkie ich zapachy są bardzo wysycone ambroksanem lub iso e super. W tym przypadku połaczono to - mocno ekstrawagancko - z nutami kwiatowymi (podobno absolutami!) i - bach! - nutami animalistycznymi. Naprawdę jest tam coś, co pachnie jak kastoreum... Jakże odważnie! To się chwali. Choć w efekcie powstaje kompozycja lekko przypominająca szalone, mocne, anonsujące nosiciela z daleka kompozycje z lat 80. Z powodu wyraźnej nuty czarnej porzeczki i frezji bardzo przypomina mi Cabotine de Gres. Lubię.)
* Mifnight Oud
* Not a Perfume (Powtórka konceptu 2 lata wcześniejszej Molekuły 02 (2008). Wąchanie blottera mija się z celem. Położone pod inne perfumy zaczynają pracować na ich rzecz, jak przystało na ambrę. Uwypuklają sensualną część kompozycji. Dodają  sznytu. Uważam,że skoro można dać samo iso e super, to można i ambroksan. Czemu nie. Ale tutaj zaoferowano to powtórnie (czyli nie jest to już sztuka, tylko marketing). Niemniej jest to postępowanie logiczne -  marka w ogóle opiera się na przeskalowaniu ambroksanu oraz na zabawnych, inteligentnie dobranych nazwach. Dla tych, którzy chcą się perfumami bawić. It is NOT A PERFUME. No, i król jest nagi...)

Na temat walorów olfaktorycznych powiem jedno: 
Potrzebny byłby jakiś doradca, który by zrobić wprowadzenie przeciętnemu zjadaczowi chleba. 

Wygląd: 
Nietypowe flakony - nieprzezierne, ukrywające zawartość. Mają być tajemnicze, nawiązują nieco do neobarokowego kiczu. Ryzykowne. Przecież kolor perfum ma za zadanie działać na zmysły, przyciągnąć klientów, dać jakieś wyobrażenie o zawartości. Rzeczywiście mamy tu do czynienia z podejściem niszowym. Potrzebny byłby jakiś doradca, który by zrobić wprowadzenie.

Kolekcja prezentowana jest wszystkie pozostałe zapachy na półkach Sephory - bez najmniejszej informacji, np. że Kurdjian się podpisał pod częścią z tych zapachów.  
Potrzebny byłby jakiś doradca, który by zrobić wprowadzenie.

A do tego zestawienie z luksusowymi klasycznymi zapachami Guerlaina i Givenchy. Porównanie nie może wypaść korzystnie dla świeżopowstałych, niewyróżnaijących się niczym specjalnym zapachów - może tylko tym, że napchane są ambroksanem i iso e super.
Potrzebny byłby jakiś pomysł na sprzedaż tych produków.

Plus klimatyzowane pomieszczenie S., w którym ambroksan po prostu nie istnieje... Przez co może wydawać się, że te perfumy w ogóle nie pachną. Czyżby o tym nikt nie wiedział?

Dziwne. Chyba się po prostu wyprzedają, skoro Kurdjian odszedł... Nie wiadomo, co z nimi, kto dla nich pracuje, w jakim kierunku idą. Ze strony ich e-sklepu wnoszę, że Romano Ricci intensywnie konsumuje czas współpracy z Kurkdjianem. Ich najpopularniejszym zapachem jest kwiatowa Romatina (nie dziwota). Mają świece zapachowe i inne takie. Ich ostatnia propozycja z 2014 roku (Luxury) Moon Dance została już zamówiona w firmie na zewnątrz. 
Czysta sprzedaż, zero kreacji. Nuda.





niedziela, 7 września 2014

Crazy Sephora?!

Ktoś chyba oszalał? W Sephorze w Arkadii zrobili kącik z perfumami niszowymi i historycznymi!

Od wejścia po lewej mamy więc:

Przegląd historycznych wód kolońskich Guerlaina. Boże, co za piękne butle! I m.in. wspaniała kolońska z 1924 roku!

Serge Lutens - to nie dziwi. Polityka mistrza Lutensa pozwoliła wczesniej wejść do D., to czemu by nie do S....


Ale The Different Company??? Toż przecież nazwa marki (2000r.) była obietnicą, że ta kolekcja nigdy nie trafi na półki sieciówek... Panie Ellena, co z panem? Naprawdę myśli pan, że klientki S. i D. rzucą się na Tokyo Bloom? 


Chyba nie, bo choć zaglądałam do niszowego cornera juz dwukrotnie, jak dotąd jedyną osobą oprócz mnie, którą tam spotkałam, była moja córka oraz kilkoro "doradców", ktorzy usilnie mnie zapewniali, że znajdę tu "piękne zapachy, bardzo subtelne i kobiece"... 

Pozostali klienci i klientki S. omijali niszę szerokim łukiem, pędząc wprost do Hugo Bossa. Może dlatego, że "najbardziej lubimy to, co znamy?" Ciekawe, czy trzeba będzie im dopłacić, żeby podeszli bliżej??? Ludzie to to nie boli!

Obok Ermenegildo Zegna. No nie wiem. Co to w ogóle jest? Ale dowiem się.


Potem znowu dom mody, no ale jednak z tradycjami perfumeryjnymi :) czyli Givenchy ze swoja kolekcją Atelier

Tym razem pani sprzedawczyni przyniosła mi ulotkę, że zapachy te należy dopierać do stroju: np. suknia do ziemi - zapach aksamitny... Ale na pytanie, kto stworzył te zapachy, potrafiła odpowiedzieć tylko, że wiedziała, ale zapomniała. Tu widzę pewien dysonans :)

Po sukniach przyszedł czas na klejnoty - Van Cleef & Arpels. Tutaj naprawdę świetne opisy z podanymi autorami. I najbardziej mi podeszły zapachy!

Obok ni stąd ni zowąd Atelier Cologne.


I na koniec Juliette Has a Gun (marka istnieje do 2006 r.) 


Trochę dziwna zbieranina...

>>> Dzisiaj opiszę moje wrażenia z Givenchy - kolekcja ze szpulkami z nićmi.


O samym domu perfumeryjnym podaję info za fragrantica.pl:

Marka Givenchy posiada 175 perfum w naszej bazie danych. Givenchy to stary dom perfumeryjny. Najstarsza kompozycja pochodzi z roku 1957, a najmłodsza z 2014.
Givenchy perfumy powstały przy współpracy z twórcami Dominique Ropion, Bertrand Duchaufour, Emilie (Bevierre) Coppermann, Olivier Cresp, Jean-Pierre Bethouart, Francois Demachy, Daniel Moliere, Daniel Hoffmann, Hubert Givenchy, Christine Nagel, Michel Girard, Paul Leger, Lucas Sieuzac, Alberto Morillas, Ilias Ermenidis, Jacques Cavallier, Christophe Raynaud, Mark Buxton, Francis Fabron, Evelyne Boulanger, Jean-Claude Delville, Pascal Gaurin, Sophie Labbe, Norbert Bijaoui, Francoise Donche, Carlos Benaim, Pierre Wargnye, Anne Flipo i Annick Menardo.

Słownie sto siedemdziesiąt pięć zapachów na przestrzeni 57 lat!!! Pomyślcie o wszystkich tych flankerach Amarige, Very Irressisible czy Ange ou Demon.

A w tym roku, w 2014 wydano kolekcję L'Atelier. 

L’Atelier de Givenchy


Ambre Tigré                                                  2014
dla kobiet i mężczyzn




Zapach przenikliwej i dość ostrej czystości. Bardzo mi przypomina prace Kurkdjiana.

perfumy Bois MartialBois Martial
2014dla kobiet i mężczyzn


"Przeźroczysty" , a przy tym lekko przenikliwy zapach w stylu Tumultu Les Liquides Imaginaires. Kokos kolejny raz mi nie podchodzi.
perfumy Chypre CaresseChypre Caresse
2014dla kobiet i mężczyzn


Poproszę. Bardzo poproszę. Najbardziej mi się spodobał. Wyciągnięto efekt kwaskowatego szypru z jaśminu i paczuli. Bardzo elegancki. Niekonwencjonalnie kwiatowy. Luksus oparty na jakości. Bezpretensjonalna klasyka. Podoba się mnie. Podoba się mojej córce. 
perfumy Cuir BlancCuir Blanc
2014dla kobiet i mężczyzn


Biały pieprz podkreśla rasowość tego zapachu. Zapach dystansujący. Fajny. Elegancki. Skórzany tylko trochę. Tyle, ile trzeba.
perfumy Néroli OriginelNéroli Originel
2014dla kobiet i mężczyzn


Udało się trochę zgubić soczystą słodycz neroli, która musi trochę "dochodzić do głosu" spod jakiejś zieleninki. Zapachowi wychodzi to tylko na zdrowie. Bo w tej klasie perfumeryjnej nie można pozwalać sobie na oczywistości...
perfumy Oud FlambloyantOud Flambloyant
2014dla kobiet i mężczyzn


Przyjemny, stłumiony zapach w stylu M7. Nie tak seksowny, bardziej bezproblemowy. Znaczy nudniejszy.


O słodyczy kwiatowa wznoś się nad poziomy! Ładne, urocze. O mocy odpowiedniej dla miłośniczek Aliena i Angela.

Wszystkie zapachy są przeznaczone dla obu płci.

Podsumowując. Jakość tych zapachów jest tak oddalona od pozostałych perfum na półkach S. jak dwie galaktyki od siebie. Albo dalej.

Czyli od dziś wystarczy trochę odmiennego gustu i drobne 700 PLN i można mieć ponadczasowy, elegancki, a przy tym nowoczesny zapach Givenchy. Przy tym unikatowy z powodu bardzo wąskiej dystrybucji. Podobno w Polsce sprzedało się jak dotąd zaledwie 7 flakonów...
Ale inne zapachy można mieć za 350 PLN i nieco więcej. Czyli  niewiele drożej niż normalne, standardowe zapachy w S. 

Mnie jednak ciekawi, co właściwie właściciele S. chcą osiągnąć, wprowadzając niszę do swojego kolorowego, nagrzanego i pełnego blichtru oraz kompletnie nieznających się na perfumerii ekspedientkach? Przecież to są z natury rzeczy trudniejsze zapachy, wymagające świadomej sprzedaży asystowanej, podawania wiedzy, edukowania. Przecież to jest inny model sprzedaży niż sprzedaż sieciowa, galeryjna. Ja osobiście do S. przychodzę po kosmetyki Clinique oraz żeby powąchac klasykę Hermesa, Chanel czy Givenchy. Trudno byłoby tam znależć jakiś zapach dla mnie.Oczywiście po długich poszukiwaniach na dolnych lub gornych (najgorszych półkach) i mnie się udało. Ale zawdzięczam to tylko sobie. Żadna z pań w S. od dawna nie jest w stanie podać mi informacji, które są mi potrzebne do dokonania zakupu. Po prostu oni mają tam za dużo zapachów/innego towaru, za mało szkoleń, za dużą rotację, za młode ekspedientki z mało wyrafinowanym gustem oraz model sprzedaży polegający na wciskaniu bestsellerów i oferowaniu promocji, jeśli towar nie schodzi....

Dziwny ten ruch S. Martwiący z punktu widzenia prawdziwych perfumerii niszowych... Które oferują doradztwo na najwyższym poziomie.