poniedziałek, 22 września 2014

Robert Kuśmirowski galeria ASP - instalacja 'Traumgutstrasse'



Jeśli tylko mogę, chodzę obejrzeć prace Kuśmirowskiego. Jest jedyny w swoim rodzaju. Rekonstruuje i imituje przeszłość. Zaczęło się od tego, że w CSW W Zamku Ujazdowskim zobaczyłam kiedyś gabinet naukowca (typu Doktor Caligari), który odtworzył /stworzył (?) w skali 1:1 z gablotami, retortami, szafkami bibliotecznymi, kurzem. Brakowało tylko smrodu starości. To jest jego styl.  Ja wchodzę do środka i...poddaję się tej scenografii, która jest... bardziej niż prawdziwa. Szuflad co prawda nie można wysunąć, a szkło jest często z plastiku, ale wrażenie... Wrażenie - czyż nie to się liczy?

Myślę wtedy o pomieszczeniu, który Kuśmirowski by odtworzył, gdyby dostał zlecenie pokazać moje życie. Co by to było? Co bym wtedy zobaczyła?

Zaczął w 2002 od rekonstrukcji...stacji kolejowej. Potem wagon, cmentarz, bunkier.



Prace Kuśmirowskiego robią na mnie kolosalne wrażenie. Jego prace są absurdalnie pracochłonne, absurdalnie niepotrzebne. Zajmują się pojęciem imitacji. Kuśmirowski jest rzemieślnikiem, rzeżbiarzem, myślicielem, robotnikiem fizycznym, spawaczem, zbieraczem. Jego życie jest dziwaczne, prawie jak...sztuka. Przejechał kiedyś kolosalną trasę na rowerze z XIX wieku. Przeszedł 1500 km na piechotę, żeby otworzyć w Paryżu swoją wystawę.

W świecie jest słynny. U nas? Sami sobie odpowiedzcie.



Teraz w Salonie Akademii - galerii ASP - Kuśmirowski dokonuje rekonstrukcji powojennych ruin budynku i zniszczonego arystokratycznego salonu pałacu, który jerst obecnie siedzibą ASP. Praca nie jest oczywiście tak spektakularna i tak rewelacyjna jak bunkier z II wojny światowej na Biennale w Lyonie.



Jest też przedstawiona wprzez kuratorkę w sposób przekombinowany. Odwołania do podświadomości (trauma, gut vs Traugutta), psychologii procesu ('śnienie') ujęte w słowa jak z wypracowania maturzysty AD 2014 nie przekonują mnie, a wręcz odstręczają mojego męża.

Dla niego jest to rekonstrukcja ruin budynku, umieszczona  dziwacznie w jednej z sal w tymże budynku potem odbudowanym. Spalony pokój z meblami oraz ściany budynku z bramą i oknem... Przypomina mu po prostu o wojnie. Szczególnie, że tym razem naprawdę był smród - spalenizny. Czyli dla Macieja jest to o przeszłości.

Dla mnie była to praca o współczesnym przymusie podglądania. Wszystkiego i wszystkich. Także przeszłości. O rekonstrukcjach: bitew, rzezi wołyńskiej, pewnie niedługo spalenia Żydów w Jedwabnem.

O tym, o czym kuratorka pisze jako o pornografii podglądania. Ja bym użyła raczej określenia lubieżności podchodzenia za blisko. Nieumiejętności przeżycia jakiegoś zjawiska tylko w wyobraźni z wykorzystaniem symboli. Przymusowi weryzmu. To jest element antyintelektualności naszych czasów. Bo dziś, jak ktoś nie zobaczy flaków na wierzchu, to nie uwierzy, że ofiara nie żyje... Czyli dla mnie jest to praca krytyczna - o współczesności i współczesnym człowieku, który staje się coraz większym prostakiem. A wpływają na to media, biznes, polityka edukacyjna, itd, itp. Długo by gadać.



A tak pisze kuratorka Katarzyna Urbańska:

Jego praca ma wszystko to, do czego broni nam dostępu czarno-biała fotografia: ciężar, masę, kolor, rzeczywisty wymiar. Ta zmysłowa forma sprawia, że nieczytelna przeszłość zdaje się rozszczelniać, a historia miejsca ponownie ożywać, nabierać przestrzennego charakteru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, jeśli uznam to za stosowne.