Wydawnictwo Czarne otworzyło pierwszą stacjonarną ksiegarnię. Mikroksięgarnię połączoną z salką konferencyjno-spotkaniową.
Miejsce to odpowiada na wymagania naszych czasów. Niczym każdy inny niszowy sklep otwarto tę księgarenkę w miejscu trochę schowanym. Niby blisko Marszałkowskiej, niby na Hożej, ale za to w obskurnej, zdewastowanej kamienicy, wstepnie doprawdy odrzucającej, po prostu w mieszkaniu, na półpiętrze. Na zewnątz nie ma informacji o istnieniu tu jakiegokolwiek punktu sprzedaży. Trzeba poszukać, zadzwownić, poczekać, aż księgarz wyjrzy i nas "zaakceptuje", wejść i się samemu obsłużyć. Po prostu "guerrilla style'.
Kiedy stanęłam w korytarzu, księgarz odwrócił się szybko ode mnie i zaczął stukać w kompa. Nie odezwał się do mnie ani słowem. Tak zwane 'ani be, ani me, ani kukuryku.' Pani weszła, to i wyjdzie.... Bo proszę państwa coś się zmieniło w ksiągarstwie.
Obawiam się, że sprzedaż książek nie odbywa się już tak jak kiedyś - poprzez doradztwo, kontakt z żywym księgarzem. Najwięcej książek sprzedaje się w internecie. Dlatego sprzedaż książek dziś to przede wszystkim robienie 'akcji', pokazywanie się w mediach społecznościowych, organizowanie eventów. A nie podawanie książek w księgarni. I ja tego doświadczyłam. Znalazłam się w po prostu w showroomie wydawnictwa.
Bo już wszyscy chyba wiedzą, że nie wystarczy wystawić książek na półki i pogadać z czytelnikiem. Jak w każdym niszowym biznesie najważniejsze jest, żeby wytworzyć wrażenie elitarności przedsięwzięcia. Ściągnać fana danej marki na miejsce. Zwykle wtedy zaczyna się nawiązywanie relacji z klientem i zdobywanie jego lojalności przez nietypowy, bezpośredni kontakt ze sprzedawcą-doradcą.
To akurat zostało mi "oszczędzone", co - jak doskonale widać - mówię z żalem, bo chętnie porozmawiałabym z panem Tomaszem Grajkowskim, który rządzi miejscem. Istnieje kilka możliwych przyczyn. Najpewniej był akurat bardzo zajęty. Albo istnieje jeszcze jakieś sito przed przyjęciem do 'wspólnoty' :) np. odwiedzanie spotkań czwartkowych. Albo po prostu nie wyglądam na 'grupę docelową'. Na pewno nie wpadam w grupę wiekową 25-40. Nie wyglądam na dostatecznie hipsterską dziewczynę z miasta, żeby warto było zawracać sobie mną głowę. Wiem, że taka właśnie jest warszawska klientela wydawnictwa, bo byłam na wyprzedaży ich książek z przenoszonego biura promocji na Andersa i widziałam wtedy, jak taki event przyciąga młodych i bardzo młodych ludzi.
Choć... może nie dlatego, że mają oni wielką potrzebę czytania. Raczej wielką potrzebę bywania, spotykania się, gadania i robienia sobie zdjęć. Książki leżały sobie na stołach jakby przy okazji. Ważne dla promocji jest zdjęcie tłumu, które można wtedy zrobić i wrzucić na fb.
Muszę się z tym pogodzić. Najważniejsze, że znalazłam niedostępny już nigdzie indziej tom z biografią Ben Guriona. Kupiłam też 'Białe' o Spitsbergenie.
Miejsce:
Hoża 42
Warszawa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, jeśli uznam to za stosowne.