czwartek, 29 sierpnia 2013

Wspomnienie z Moskwy

Świat jest mały. W Czerniawie-Zdroju spotkałam koleżankę z dawnej pracy. W 1997 roku byłyśmy razem w Moskwie.



To był mój pierwszy i mam nadzieję ostatni raz w Moskwie. Zapamiętałam ją jako nieprzewidywalne miejsce, pełne nieznośnych dla mnie kontrastów. 

Nadlecieliśmy z Warszawy i widać było wokół same lasy, ale samo miasto okazało się wypełnione samochodami i smrodem, i niemal bezdrzewne. Widziałam tam nagorsze samochody na świecie i najlepsze samochody na świecie, jeżdżące najszerszymi i najbardziej śmierdzącymi ulicami, jakie dotąd widziałam.

Nie zapomnę nigdy przejazdu z terenu targów do hotelu. Nie taksówką. Z tego wynalazku nikt tam wtedy nie korzystał. Po prostu zatrzymano dla mnie prywatny samochód, starą Ładę. W trakcie jazdy nie moglam wytrzymać smrodu papierosów i nierozważnie odsunęłam nieco szybę. Ta w całości się zapadła. O mało mi głowy nie urwało. Ale o dziwo kierowca zawiózł mnie w umówione miejsce. Po drodze zatrzymany przez milicjanta - bez jednego nawet słowa, od razu - wręczył mu łapówkę i pojechaliśmy dalej. 

Spotkałam tam też najlepiej mówiących po angielsku nie-nativów, z jakimi przyszło mi rozmawiać. Niemal spóźniłam się na samolot, bo zapomniałam, że paszport mam nie w torebce, tylko zatrzymano mi go w recepcji hotelu. Lotnisko było w rękach "czarnych" czyli ludzi z Kaukazu, którym broń wystawala po prostu spod skórzanych kurtek.

Kiedy wróciłam do domu, popłakałam się. Ze szczęścia.

środa, 28 sierpnia 2013

Tylko po sezonie

Świeradów-Zdrój świeci pustkami. Oczywiście nie na deptaku, ale uliczka w bok i jest pusto. Jaka ulga.



wtorek, 27 sierpnia 2013

Ach, ta Szklarska!

Mój dzisiejszy nabytek ze Szklarskiej Poręby - polskiego zagłębia minerałów i kamieni półszlachetnych! Wisior ma piękny kaligraficzny wzór przypominający mi ryciny japońskie.



Poza tym jadąc do Szklarskiej, minęliśmy po drodze biegnących szosą najlepszych polskich maratończyków! Henryka Szosta (najszybszy z nich), Michała Kaczmarka (mój ulubieniec :), Mariusz Giżyńskiego (przesympatyczny i inteligentny) i na koniec grupę biegaczy prowadzoną przez naszego byłego olimpijczyka Michała Bartoszaka (pozytywny gość). Niesamowite miejsce :)

Biegacze są fajni!I biegają w Szklarskiej.


Henryk Szost

Michał Kaczmarek


Mariusz Giżyński

Michał Bartoszak


sobota, 24 sierpnia 2013

Festiwal ceramiki - Bolesławiec

Odwiedziliśmy dziś doroczny festiwal ceramiki w Bolesławcu. Ładne miasteczko, z charakterem. Mnóstwo kupujących, dużo obcokrajowców. Nawet Koreańczycy tu przyjechali.

Oczywiście był porcelit bolesławiecki (nowe drobne rzuciki, sporo zieleni szmaragdowej, wzór pawie oko); kamionki wszelkiego typu; ceramika artystyczna. I na koniec - miłe zdziwienie - targ staroci z pięknymi obiektami ze szkła.


Widać, że rejony poniemieckie. W Sudetach nie było takich zniszczeń jak choćby na Mazowszu, czy nawet w Małopolsce. Wiadomo, u nas w centralnej Polsce szkło tłukło się jako pierwsze, często już w czasie wrześniowych nalotów czy przemarszów wojsk, a tu sporo jednak przechowało się w kredensach. 














czwartek, 22 sierpnia 2013

Kierunek południe

...Polski, oczywiście :)

Miasteczko Świeradów Zdrój, liczące ok. 4,5 tys. mieszkańców, niewątpliwie oczekuje na takie 2 osoby jak ja z mężem :)










środa, 21 sierpnia 2013

Mądrość zen

"Dla zdobycia wiedzy codziennie coś dodawaj.
Dla zdobycia mądrości – codziennie coś odejmuj."

Oryginał:
"Knowledge is learning something new every day.
Wisdom is letting go of something every day."

Więcej: http://pasjavspraca.com

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Sprzątanie za mną, co przede mną?

Mieszkanie teściowej opróżnione. Trwało to dzięwięć dni po 4 godziny dziennie. Teraz odnawianie. Mówi się, że sprzątanie może mieć wymiar oczyszczający. Pojawi się coś nowego w moim życiu?



piątek, 16 sierpnia 2013

Najstarszy człowiek świata ma 123 lata i samodzielnie chodzi po górach


Carmelo Flores Laura, Boliwijczyjk z plemienia Ajmara skończył właśnie 123 lata. Mieszka w górach w okolicach jeziora Titicaca. Chodzi samodzielnie, nawet bez laski. Mieszka samodzielnie. Jedno z jego trojga dzieci żyje... i ma pewnie ze 100 lat. Ma 39 prawnucząt. 

Trudno nie zauważyć, że wygląda już mniej więcej jak własna mumia, ale jedno jest pewne. Nie jest otyły. A oko ma wciąż "żywe".




czwartek, 15 sierpnia 2013

Piękne miał życie Sławomir Mrożek

Żył, tworzył, odnosił sukcesy,ponosił porażki, był samotny, nie pasował, wychodził z depresji, wybierał siebie, wybierał miejsce do życia, szukał miłości, nie bał się zmian, radził sobie z niedołęstwem. Żył dobrze.

Foto: Po pierwsze ludzie

środa, 14 sierpnia 2013

Pouczające spotkanie na temat jakości życia

Niespodzianka. Kto by pomyślał, że tak wiele wyniosę ze spotkania z panem, który zajmuje się opróżnianiem mieszkań... Jego uwagi, o tym, co widuje na co dzień, czyszcząc cudze mieszkania, są doprawdy szokujące. 
Bardzo inspirujące było jego stwierdzenie, że odkąd jest w branży, stał się minimalistą. I że stawia na jakość w każdej sferze życia, czy to chodzi o buty czy o sposób spędzania czasu. 

Żadna ilość, tylko jakość!

wtorek, 13 sierpnia 2013

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Wyrzucić książki?

Muszę, naprawdę muszę. Opróżniam mieszkanie mojej teściowej pod wynajem. Była polonistką, nauczycielką, czcicielką poezji. 

Chyba cały Mickiewicz, Słowacki, Norwid... I wspaniały Kleiner, 
itd, itd. 

Gorąco, kurz, trzeba pracować w przeciągu. I z ciągłym bólem serca.

A pan, który zajmuje się opróżnianem mieszkań, mówi: "Pani, jakie ja Gutenbergi wyrzucam prosto do śmietnika... I po co to było ludziom?"

No, po co?

piątek, 9 sierpnia 2013

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rothko... w końcu


Wreszcie obejrzeliśmy wystawę Marka Rothko w MN. Teraz wydaje mi się, że Rothko jest wszędzie. Jego plakaty widzę na każdym słupie. Niestety nie można ich kupić. 



Nieznośne to jest. Nie mają w sklepiku muzealnym ani jednej sztuki. Co więcej, facet 'na pocieszenie' powiedział mi, że, nawet jak był, to i tak nie można było go kupić, tylko dodawali go gratis do katalogu, czy ktoś chciał, czy nie chciał. No i "wyszły"...



Przechodząc do meritum. Już syn mi mówił: "No mama, to coś dla ciebie..." Rzeczywiście. Jest to ważne doświadczenie dla mnie. Doświadczenie, które wciąż trwa..

Temat dominujący: rozpacz egzystencjalna. I mnóstwo przeciekawych kwestii formalnych.

Interesujące było zobaczenie, jak Rothko stopniowo rezygnował ze wszelkich znaków, postaci, symboli na rzecz plam koloru.  Na przykład już na tym obrazie z lat 40. (Metro nowojorskie) można zobaczyć, że obraz byłby o niebo lepszy, gdyby malarz zostawił tylko prostokąty subtelnie różniacych się kolorów tła. Postaci zresztą same jakby starały się zniknąć...



Ciekawe jest też towarzyszące mi przemożne odczucie, że Rothko jest bardzo japoński. Najbardziej w świadomym podejściu do swojej sztuki, która (wbrew swojej pozornej prostocie) poddana jest ścisłym rygorom. I w ascezie formalnej, połączonej z niesamowitym wyrafinowaniem (tu: kolorystycznym). Podobnie jest w poezji japońskiej. 

Rothko okazuje się dużo pisał o swojej sztuce. Budował ją świadomie na bazie dzieł starożytnych i filozofii. 

A najważniejsze jest chyba stwierdzenie, pod którym się podpisywał, że jego obrazy nie są "o doświadczeniu", tylko same "są doświadczeniem". To widać. Nałożenie każdej kolejnej warstwy barwy wynikało z wewnętrznej konieczności. Ja sama zaś czuję, że jego obrazy, wyczyszczone ze znaczeń umownych, treści dodatkowych stają się ważne dopiero poprzez ich dłuższą kontemplację i rodzący się w jej trakcie monolog wewnętrzny.



Rothko doszedł w końcu do pewnej granicy, malując obrazy czarne na czarnym> możena je zobaczyć w Warszawie!!! Prac tego typu umieszczono też w Rothko Chapel - ekumenicznej kaplicy w Houston. Czysty konceptualizm. Pełny dialog z widzem, który współtworzy dzieło według swoich potrzeb, wrażliwości i możliwości. 

PS. Pierwszy raz chodziłam po wystawie z prezentacją na tablecie wypożyczoną w info. Polecam.

Teraz czas na zakup albumu Rothki.




sobota, 3 sierpnia 2013

Thoreau "Do lasu idę, bo..."

"Do lasu idę, bo przytomnie pragnę żyć. Smakować życia sok, wysysać z kości szpik. Co nie jest życiem, wykorzeniam, by kiedyś martwym nie umierać."

Henry D. Thoreau




piątek, 2 sierpnia 2013

Kobieta w kimonie

Dzisiaj podzielę się wspomnieniem, całkiem niedawnym. 

Kiedy odwiedziłam w tym tygodniu Uniwerek, poszłam - jak zwykle - na kawę do tzw. Klubu Pracowniczego. Zastałam tam salę pełną Japończyków, młodych i starych. Panował przyjemny gwar kawiarniany. Wszyscy rozmawiali swobodnie, ale nie było przekrzykiwania się. Wtedy dostrzegłam, że jedna ze starszych pań przy stoliku obok jest ubrana w w kimono. Jasne kimono w niebieski drobny rzucik. Jak sprawdziłam w wiki, taka właśnie "łączka" jest dopuszczalna dla kimon codziennych i podróżnych. Nosi ono nazwę Komon (小紋 ; こもん): po polsku drobny wzór.


Tu chyba mamy do czynienia z Hōmongi (訪問着 ; ほうもんぎ): dosłownie ubiór wizytowy. Charakterystyczne dla tego rodzaju kimono są wzory na ramionach, szwach i rękawach, pod względem uroczystości plasuje się nieco wyżej niż bardzo podobne tsukesage. Hōmongi mogą nosić zarówno panny, jak i mężatki, na ślubach i weselach często zakładają je przyjaciele panny młodej. Można w nim też pójść na formalne przyjęcie.

Starsza pani miała na nosie okulary, a w ręku wachlarz. Mam to jeszcze przed oczami.
Trochę głupio mi było zaglądać pod stolik, ale marzyło mi się zobaczyć skarpetki i "japonki", które prawdopodobnie dopełniały stroju.

Piękno i wyrafinowanie. 

Od jakiegoś czasu myślę nad tym, skąd u mnie taki sentyment do japońskości?
Józef Pankiewicz "Japonka z wachlarzem"

I przypominam sobie reprodukcję obrazu Pankiewicza Japonka z wachlarzem, który kupiłam sobie jako nastolatka, chyba w Zachęcie. Już wtedy mnie coś do tego motywu nieodparcie ciągnęło... Powiesiłam go sobie na ścianie na wprost łóżka - co nie było takie trudne, bo pokój był maleńki. Powiem więcej, trudno byłoby powiesić na ścianie coś tak, żeby nie było tego widać z łóżka...

Ale... Czy wy wiecie, że najbardziej eleganckie kimona mają czarny kolor? Pragnę sobie więcej o tym poczytać w książce Barbary Zaborowskiej o dziejach kimona. 




Chodzi mi też po głowie, żeby chociaż wziąć do ręki  i przejrzeć wielki  album Taschena z modą Yoji Yamamoto. Ta estetyka mnie niemożebnie pociąga.


PS. Yamamoto dodał sobie nieme 'h' do imienia, żeby ułatwić jego poprawne wymawianie, a konkretnie długie 'o'. Jednak nie wszystkim to ułatwia, oj, nie... Jakiś kreatywny polski osobnik w księgarni internetowej zrobił z tego Yohij, a powiedzmy sobie szczerze, stąd do np. Yurij już tylko jeden krok ;-)

czwartek, 1 sierpnia 2013

W BUWie

Dzisiaj postanowiłam przełamać złą passę nicnierobienia i niekonstuktywności. I wybrałam się na dzień biblioteczny do BUWu. 

Bo mam jeden dzień w tygodniu wolny od pracy :) Za co jestem wdzięczna światu i sobie.

Oczywiście biblioteka otwarta od środy do piątku zaledwie od 9 do 16, a w soboty i niedziele - nowość - w ogóle zamknięta. Ja od lat latem nie biorę urlopu.  Za to często robiłam sobie miniurlopy albo w postaci takich dni bibliotecznych albo wręcz weekendowe, chodząc do BUWu albo BN. 

Wracając do BUWu...  Latem, jak w każdej bibliotece, jest tam b. mało ludzi, nie ma tego napięcia generowanego przez studentów, którzy zawsze się spieszą... Wielu z nich ma trudności ze skupieniem się na czytaniu. Są tu jakby za karę. Za to latem... Latem w BUWie są tylko akolici czytania :)

To mi odpowiadało. Sytuacja niestety zmieniała się stopniowo. W zeszłym roku otwarte było tylko w soboty i tylko pół dnia. W tym roku nawet to mi zabrali!!! Jak mogli? Wiem, nie opłaca się utrzymywać znudzonych pań bibliotekarek, ktore ze złości, że muszą tu siedzieć, wrzeszczą na cały regulator i ochroniarzy, właścicieli  biblioteki, witających gości na wejściu... To ostatnie rozwiązanie występuje chyba tylko u nas. Bramki tak. Ale ochroniarze? I to w takiej liczbie? I to tak zmęczeni robotą?

Dziś znalazłam sobie coś na półce z literaturą japońską. O poezji. Złotej pagody Mishimy nie było - wypożyczona - ale to wiedziałam z e-katalogu - supersprawa. Obok mnie kilku cichych obywateli. I świetny pomysł. Słuchawki na uszach. Takie duże, wyciszające. Doskonała myśl. 

Kantyna fajna. Jedzenie też, pod warunkiem, że nie jest to wstrętne, wysmażone na wiór mięso. 

I ogród. Kaczka z małymi. Obok pani z córką. Obie wołające wielkim głosem: No, kaczka, chodź tu. No, chodź tu. 

Obok nenufary w słońcu. Wspaniale rosnące, bo mają odpowiednio głęboką sadzawkę - 1,8 m. I nie jest ona otoczona płotem. Ktoś założył, że  goście parku są w stanie sami zachować się odpowiedzialnie. Jak ja to lubię! 

Życie bywa piękne.