Nieznośne to jest. Nie mają w sklepiku muzealnym ani jednej sztuki. Co więcej, facet 'na pocieszenie' powiedział mi, że, nawet jak był, to i tak nie można było go kupić, tylko dodawali go gratis do katalogu, czy ktoś chciał, czy nie chciał. No i "wyszły"...
Przechodząc do meritum. Już syn mi mówił: "No mama, to coś dla ciebie..." Rzeczywiście. Jest to ważne doświadczenie dla mnie. Doświadczenie, które wciąż trwa..
Temat dominujący: rozpacz egzystencjalna. I mnóstwo przeciekawych kwestii formalnych.
Interesujące było zobaczenie, jak Rothko stopniowo rezygnował ze wszelkich znaków, postaci, symboli na rzecz plam koloru. Na przykład już na tym obrazie z lat 40. (Metro nowojorskie) można zobaczyć, że obraz byłby o niebo lepszy, gdyby malarz zostawił tylko prostokąty subtelnie różniacych się kolorów tła. Postaci zresztą same jakby starały się zniknąć...
Ciekawe jest też towarzyszące mi przemożne odczucie, że Rothko jest bardzo japoński. Najbardziej w świadomym podejściu do swojej sztuki, która (wbrew swojej pozornej prostocie) poddana jest ścisłym rygorom. I w ascezie formalnej, połączonej z niesamowitym wyrafinowaniem (tu: kolorystycznym). Podobnie jest w poezji japońskiej.
Rothko okazuje się dużo pisał o swojej sztuce. Budował ją świadomie na bazie dzieł starożytnych i filozofii.
A najważniejsze jest chyba stwierdzenie, pod którym się podpisywał, że jego obrazy nie są "o doświadczeniu", tylko same "są doświadczeniem". To widać. Nałożenie każdej kolejnej warstwy barwy wynikało z wewnętrznej konieczności. Ja sama zaś czuję, że jego obrazy, wyczyszczone ze znaczeń umownych, treści dodatkowych stają się ważne dopiero poprzez ich dłuższą kontemplację i rodzący się w jej trakcie monolog wewnętrzny.
Rothko doszedł w końcu do pewnej granicy, malując obrazy czarne na czarnym> możena je zobaczyć w Warszawie!!! Prac tego typu umieszczono też w Rothko Chapel - ekumenicznej kaplicy w Houston. Czysty konceptualizm. Pełny dialog z widzem, który współtworzy dzieło według swoich potrzeb, wrażliwości i możliwości.
PS. Pierwszy raz chodziłam po wystawie z prezentacją na tablecie wypożyczoną w info. Polecam.
Teraz czas na zakup albumu Rothki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, jeśli uznam to za stosowne.