czwartek, 18 lipca 2013

"Rara Avis" w Krakowie

Ostatnio rzadko bywam w Krakowie, a latem praktycznie od lat mnie tam nie było. 



Niemniej jak już jestem, to nieodmiennie nostalgię budzi we mnie Collegium Maius i okolice Uniwersytetu. A Chimery z barem sałatkowym to bardzo, bardzo zazdroszczę.




Tym razem odwiedziłam kilka atykwariatów. Kilka się w międzyczasie zlikwidowało.

Najlesze wrażenie robi "Rara Avis". Bo piękne wnętrze, bo porządek, bo miła obsługa, bo były książki, których szukałam, bo pakują je w biały cieniutki papier, bo mają uzupełnianą stronę internetową. 

W ich wydaniu książka to produkt luksusowy. Naprawdę stary, minimum 50-letni. Sprzedawany w klimatyzowanym wnętrzu i podawany przez elegancką i inteligentną sprzedawczynię. Także odpowiednio kosztowny. Kupującym jest bibliofil - osoba zbierająca maniakalnie obiekty książkowe (bardzo dobrze sprzedają się mapy oraz wszelkie broszury, druki ulotne, widokówki) spełniające pewne wybrane kryterium. Ja np. gromadzę książki z ilustracjami J.M. Szancera... Przy mnie zjawił się miłośnik katalogów samochodowych... Wszelkie judaica sprzedają się na pniu...

W Warszawie jest jeszcze trochę takich miejsc - najsłynniesze z nich to antykwariat w Alejach Ujazdowskich, drugie to ten na Krakowskim Przedmieściu. Jest też miejsce na Wspólnej, w którym jeszcze nie byłam.

Jest też sporo sklepów, które, choć także noszą nazwę "antykwariat", to są w rzeczywistości raczej odpowiednikiem "Ubrań na wagę". Oferują książki ledwo zakupione, a już niepotrzebne. W takich zresztą najczęściej dotąd kupowałam.

Takie punkty "Taniej książki" starają się tanio kupić (po 1 złoty) i tanio sprzedać, a więc model sprzedaży opiera się tam na zasadzie "duży obrót - mały zysk". Sprzedawca nie ma specjalnych kwalifikacji. Zresztą jego praca wymaga głównie siły fizycznej, bo polega na przewalaniu dziesiątek kilogramów często starego śmierdzącego papieru. Nie wprowadza się i nie opisuje książki w internecie, bo ani nie są to jakieś szczególnie cenne pozycje, ani nie ma na to czasu, bo rotacja towaru jest dość szybka. 
Obawiam się, że takie miejsca będą upadać wraz z zanikaniem populacji czytającej książki, ale jej nie zbierającej, nie bibliofilskiej.

Ogólnie rzecz biorąc, na przykład nikt nie spodziewa się już książek w domu młodych ludzi. Najczęściej nie mają oni kontaktu z książką (inną niż podręcznik) jako obiektem estetycznym. Bo nawet na studiach oczekuje się od nich czytania zaledwie rozdziału, dwóch. Czytanie książek w całości odeszło do lamusa. Razem z książkami. 

A ja je tam znajduję :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, jeśli uznam to za stosowne.