Tym razem odwiedziłam kilka atykwariatów. Kilka się w międzyczasie zlikwidowało.
Najlesze wrażenie robi "Rara Avis". Bo piękne wnętrze, bo porządek, bo miła obsługa, bo były książki, których szukałam, bo pakują je w biały cieniutki papier, bo mają uzupełnianą stronę internetową.
W ich wydaniu książka to produkt luksusowy. Naprawdę stary, minimum 50-letni. Sprzedawany w klimatyzowanym wnętrzu i podawany przez elegancką i inteligentną sprzedawczynię. Także odpowiednio kosztowny. Kupującym jest bibliofil - osoba zbierająca maniakalnie obiekty książkowe (bardzo dobrze sprzedają się mapy oraz wszelkie broszury, druki ulotne, widokówki) spełniające pewne wybrane kryterium. Ja np. gromadzę książki z ilustracjami J.M. Szancera... Przy mnie zjawił się miłośnik katalogów samochodowych... Wszelkie judaica sprzedają się na pniu...
W Warszawie jest jeszcze trochę takich miejsc - najsłynniesze z nich to antykwariat w Alejach Ujazdowskich, drugie to ten na Krakowskim Przedmieściu. Jest też miejsce na Wspólnej, w którym jeszcze nie byłam.
Jest też sporo sklepów, które, choć także noszą nazwę "antykwariat", to są w rzeczywistości raczej odpowiednikiem "Ubrań na wagę". Oferują książki ledwo zakupione, a już niepotrzebne. W takich zresztą najczęściej dotąd kupowałam.
Takie punkty "Taniej książki" starają się tanio kupić (po 1 złoty) i tanio sprzedać, a więc model sprzedaży opiera się tam na zasadzie "duży obrót - mały zysk". Sprzedawca nie ma specjalnych kwalifikacji. Zresztą jego praca wymaga głównie siły fizycznej, bo polega na przewalaniu dziesiątek kilogramów często starego śmierdzącego papieru. Nie wprowadza się i nie opisuje książki w internecie, bo ani nie są to jakieś szczególnie cenne pozycje, ani nie ma na to czasu, bo rotacja towaru jest dość szybka.
Obawiam się, że takie miejsca będą upadać wraz z zanikaniem populacji czytającej książki, ale jej nie zbierającej, nie bibliofilskiej.
Ogólnie rzecz biorąc, na przykład nikt nie spodziewa się już książek w domu młodych ludzi. Najczęściej nie mają oni kontaktu z książką (inną niż podręcznik) jako obiektem estetycznym. Bo nawet na studiach oczekuje się od nich czytania zaledwie rozdziału, dwóch. Czytanie książek w całości odeszło do lamusa. Razem z książkami.
A ja je tam znajduję :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, jeśli uznam to za stosowne.