Spacer w lesie z psem. Zawsze działa.
Trzeba jednak przeżyć te hordy grzybiarzy, które rozdeptują i rozwalają kijami poszycie. Całe rodziny, które powinny ten swój spacer z krzykami uprawiać w Lasach Miejskich, a nie - nagle, wszyscy na raz - na małym skrawku Puszczy Kampinoskiej. No, bo to nie tylko blisko Warszawy, ale i blisko szosy, czyli... obok mojej wioski.
Najlepszy był facet, który szedł i cały czas wysłuchiwał czegoś przez telefon i tylko co kilka minut wrzeszczał do swojej żony: "Jesteś?". A ona wrzeszczała: "Jestem!" Ludzie niebywali w lesie, boją się zgubić, bo chodzą po nim tak naprawdę nieobecni duchem...
Widziałam ich wrzeszczących, jak szłam nad strumień z psem, i z powrotem. Deja vu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, jeśli uznam to za stosowne.