Na początku było słowo, a raczej mnóstwo słów, które w zeszłym tygodniu przenieśliśmy z dołu na górę do mojego nowego pokoju bibliotecznego (odziedziczonego po córce).
Potem była ciężka fizyczna praca. Maciej złożył regały, ja harowałam niczym w w kopalni na przodku, przerzucając...
A oto efekt mojej dzisiejszej szychty. Jestem naprawdę zadowolona.
Tymczasem ilość słów, które czekają, żeby się nimi zająć, prawie nie uległa zmianie. Jak to możliwe?
Jutro znowu staję do roboty.
Świetne regały.
OdpowiedzUsuńA słów multum.
Moje słowa wciąż nie mogą się doczekać solidnych regałów. Mąż wciąż obiecuje a książki są tu i tam po całym domu.
Zazdroszczę i nie współczuję ;)
OdpowiedzUsuń