Bywaliśmy tu już latem, wiosną, na Wielkanoc, w okolicach Bożego Narodzenia, jesienią w czasie Festiwalu Biegowego, Festiwalu Kiepury, mistrzostw szachowych, ferii zimowych. Znamy już to miejsce w momencie, kiedy kwitną bratki, pierwiosnki, magnolie, bzy i róże. Kiedy liści nie ma jeszcze na drzewach, kiedy się pojawiają, wszystko jest zielone, a potem żółte i w końcu znowu bezlistne. Kiedy chodniki są czyste, jak teraz w związku ze świętem narodowym, ale i wtedy, kiedy trzeba było kuć lodowe korytarze, żeby przejść, albo kiedy potoki miejskie zalewały deptak,a woda spływała z Góry Parkowej po schodach. Kiedy Węgierska Korona była jednopomieszczeniowym lokalem, potem pojawiła się muzyka na żywo, jedno zadaszenie, drugie po przeciwnej stronie, znowu jak poprzednio, i znowu inaczej. Mieszkaliśmy w Gwarku, Panoramie, Daglezji, Damisie, Geovicie i kilkunastu pomniejszych pensjonatach.
Dziś jest tu jeszcze pusto. Do majówki jeszcze trochę czasu. Pijalnia główna w remoncie. Jakieś koszmarne pagody chińskie wzdłuż strumienia. I lokal z usługami pierwszej potrzeby, "znanej i lubianej" ogólnopolskiej sieci prostytucji - Cocomo, w samym centrum miasta.
Idziemy w las. Jest dobrze.
W las, właściwy kierunek :) Uważajcie na kleszcze.
OdpowiedzUsuń