piątek, 29 listopada 2013

Moje nowe książki historyczne

Ksiązki historyczne mają zagorzałych fanów. I to o pewnych szczególnych cechach, jak się wydaje. Po dzisiejszej wizycie na Targach Książki historycznej odniosłam wrażenie, że bywalcy tych targów są nieco inną grupą niż bywalcy targów książki "w ogóle". I nie chodzi tylko o to, że część obecnych tam czytelników nie myła się chyba od dawna :(

O ile na ostatnich Warszawskich Targach Książki pełno było kobiet czytelniczek, kobiet autorek, kobiet reprezentujących wydawców na stoiskach, to dziś było inaczej... Przeciskałam się wśród mężczyzn, raczej starszych niż młodszych... Mężczyźni przeważali też na stoiskach, także autorzy byli przeważnie mężczyznami. Nie muszę chyba dodawać, że tematyka książek w większości dotyczyła historii wojen, uzbrojenia, pojazdów, fortec, polityki, wywiadu, itp. itd.

Niesamowite. Rzozrywkowe były tylko stoiska z grami planszowymi (bitwy) i makietami (pociągi, samoloty bojowe, etc.) Z ulgą dotrzegłam więc "Historię piękna" Umberto Eco i "Historię kartografii" oraz "Archeologię śródziemnomorską". Czyli można spojrzeć na historię homo sapiens przez pryzmat innych zjawisk niż bitwy... Co za ulga.

Tegoroczne nagrody Klio powędrowały do:
– nagroda autorska (indywidualny wkład autora w popularyzację historii) 
Nagroda I stopnia:
Stanisław Jaczyński – za książkę Ocaleni od zagłady. Losy oficerów polskich ocalałych z masakry katyńskiej (BELLONA SA)

 edytorska (dla wydawcy za publikację interesujących serii, cykli itp.)
pięć wyróżnień

– monografia naukowa (merytoryczny wkład w poznawanie historii) 
Marta Cobel-Tokarska – za książkę Bezludna wyspa, nora, grób. Wojenne kryjówki Żydów w okupowanej Polsce (Instytut Pamięci Narodowej)

 innej, według uznania Jury lub sugestii sponsorów (np. varsaviana).
Nagroda I stopnia:
Krzysztof Stopka, Andrzej A. Zięba, Armen Artwich, Monika Agopsowicz – za książkę Ormiańska Warszawa (Fundacja Kultury i Dziedzictwa Ormian Polskich)

Kompletna lista nagrodzonych TU

*Moje 2 nabytki poniżej. Tak się składa, że oba wydane przez wydawnictwa krakowskie: 
Japończycy. Kultura i społeczeństwo z fantastycznej serii Wydawnictwa UJ
Ewa Braun na dworze fuhrera z niezawodnego Wyd. Literackiego.



czwartek, 28 listopada 2013

Moje prawa. Ja kobieta. Ja człowiek.

Dzisiaj mija 95 lat, odkąd w Polsce kobiety uzyskały prawa wyborcze (28.11.1918)



Traktowanie kobiet na równi z mężczyznami pod względem prawa wyborczego wyglądało różnie w różnych krajach. Na przykład w Szwajcarii stało się to ostatecznie dopiero... w 1990 roku!


  • 1893 – Nowa Zelandia
  • 1906 – Finlandia
  • 1918 – Polska
  • 1918 – Austria i Niemcy
  • 1920 – Stany Zjednoczone
  • 1924 – Turcja
  • 1927 – Turkmenistan
  • 1928 – Wielka Brytania i Irlandia Północna
  • 1931 – Portugalia
  • 1944 – Francja
  • 1946 – Włochy
  • 1971 – Szwajcaria (kanton Appenzell Innerrhoden – dopiero w 1990 roku)
  • 1984 – Liechtenstein
  • 2005 – Kuwejt
  • 2006 – Zjednoczone Emiraty Arabskie (z ograniczeniami, rozszerzone w wyborach 2011)

W Brunei, Libanie i Emiratach Arabskich mężczyźni uznają po dziś dzień, że kobiety nie potrzebują mieć swojego głosu. Pewnie, jeszcze by 
główki sobie zmęczyły myśleniem, a na koniec coś palnęły nie po ich myśli....

PS. Rano w TV widziałam całą grupę dziewcząt egipskich skazanych na 11 lat więzienia za pokojową manifestację. I pomyśleć, że ja i moja córka mogłyśmy urodzić się Egipcie... Cieszmy się i korzystajmy - my Polki - z demokracji!

Naprawdę nic lepszego dotąd nie wymyślono!


środa, 27 listopada 2013

Zapach w KOPERNIKU

W Centrum Nauki KOPERNIK jest naprawdę super. 




Byłam tam dzisiaj pierwszy raz. Podobno to się często zdarza, że ci, co mają teoretycznie najbliżej, mają w rzeczywistości jakoś nie po drodze... Noo, ale wystawa o zapachach! O perfumach! To musiałam odwiedzić. Wybrałyśmy się z córką.

Fantastyczna sprawa. Cały KOPERNIK! Panuje tam niesamowite pozytywne ożywienie. Wszędzie są eksponaty, które zachęcają do ich dotnięcia, przekręcenia, naciśnięcia, zajrzenia, walenia jak w bęben, itd, itp. Dzieci szaleją. Dorośli się śmieją. Dużo niepełnosprawnych osób. Jakiś taki świat przychylny. 

Do tego kantyna z jedzeniem także dla wegetarian (choć ja przecież nie jestem, ale za to potrzebuję dużo roślinnej karmy) i to do wyboru do koloru.

I sklepik ze świetnymi prezentami dla dzieci.

Sama wystawa "Zapach, niewidzialny kod" naprawdę dobrze pomyślana. Zdajecie sobie sprawę, jak trudno pokazać coś, co jest niewidzialne i czego dostrzeżenie wymaga trochę dobrych chęci, a może nawet pewnej wprawy. Jest tu trochę historii zapachowej znanego nam świata (starożytność, średniowiecze, renesans, barok, oświecenie, XIX wiek i współczesność) pokazana przez jeden główny zapach perfumiarski, ktory unosi się po naciśnięciu guziczka (ach, ta Woda Kolońska albo Woda Królowej Węgier - wciąż produkowana przez naszą POLLENĘ AROMA). 



(Podobno obecnie rozpoznaje się ok. 200 tysięcy zapachów. Ale umówmy się, normalny człowiek po 5- 10 wątkach zapachowych wysiada.)







Do tego możliwość zapoznania się z kilkoma kluczowymi surowcami perfumiarskimi - "absolutami" zapachów. Jak przeczytacie w informacji o wystawie trochę tam nut kwiatowych - to raczej znajome; ale szokujące są zwierzęce zapachy bazowe, które na przestrzeni wieków służyły jako utrwalacze. Jak córcia nieopatrzenie dotknęła swojej ręki cywetem (Cywet (Cybet) (Viverra Civetta Extract) – ekstrakt z wysuszonych gruczołów okołoodbytniczych, wydzielających feromony, pochodzących od kilku ssaków z podrodziny wiwerowatych, nazywanych cywetami lub cybetami (np. cyweta afrykańska, Viverra civettaSchreber, Viverra zibetha Schreber), to potem nie mogła się tego pozbyć, nawet po wyszorowaniu rąk!

Oczywiście nie były to koncentraty zupełnie odrażające, ale wierzcie mi, nawet mój ulubiony składnik perfum petigrain (ekstrakt z gorzkiej pomarańczy) czy trawa Wetiwer w koncentracie są nie do wytrzymania. Ale mozna je złagodzić, mieszając z innymi nutami.



Najprzyjemniejszy był zapach starożytności, taki delikatny, pudrowy. Widać, że wtedy elita społeczna - ta od używania perfum - praktykowała regularne mycie się, co sprawiało, że i perfumy nie musiały być zabójczo agresywne jak w baroku np. No, ale najbardziej nieprzyjemny był chyba odtworzony przez szwedzką artystkę (i jednocześnie utalentowany "nos" perfumiarski) Sissel Tolas zapach północnej najbiedniejszej, choż przecież nie biednej, dzielnicy Berlina. Jak wiecie, w dzisiejszych czasach zapachy są dokładnie opisywane słowami, przez co łączą się mocno z literaturą. Ten konkreny zapach określany byl jako zapach siłowni, potu, taniego jedzenia i asfaltu. Niech ja skonam...

A tu stronka FaniPerfum.pl. Można tu sprawdzić opinie o perfumach. Znależć te, które zawierają np. bergamotkę:) 



Mój osobisty wybór na zimę to Guerlain Aqua Allegoria pomarańcza-bazylia :)

wtorek, 19 listopada 2013

Małe polowanko

Raz na jakiś czas mogę sobie pozwolić na dzień buszowania po księgarniach i antykwariatach. To wielka przyjemność dla mnie. Poluję zwykle na książki z ilustracjami J.M.Szancera. Czasami szukam też innych, wcześniej upatrzonych, a trudniej dostepnych pozycji, jak na przykład tomu poezji Celana.

Dzisiaj polowanko wyjątkowo się udało. Udało mi się kupić 4 kolejne książki do mojego zbioru "szancerianów". Wszystkie te rzeczy mnie zakoczyły, bo nigdzie jeszcze nie natknęłam się na informacje, że ilustrował je Szancer!

Są to: 
z 1955 roku -  wspaniałe,  dużoformatowe, utrzymane w ciemnej zieleni "Ballady" Mickiewicza (Nasza Księgarnia)

z 1966 roku - niesamowite wydanie "Colas Breugnon" Rollanda w opracowaniu Julii Hartwig z czarno-białymi drzeworytniczymi, naturalistycznymi, nietypowymi ilustracjami. Okładki są płócienne, brakuje obwoluty niestety... Uwielbiam, że każda książka opatrzona ilustracjami tego autora ma jakąś grafikę na stronie tytułowej. Tę wydał PIW.

także z 1966 - "Mali aktorzy" Nancy Faulkner. Mała urocza książeczka obyczajowa dla (zdaje mi się) młodzieży  wydana przez Naszą Księgarnię.

Na koniec" Kolędy w łatwym układzie na fortepian" z 1986 roku. To były naprawdę słabe czasy dla edytorstwa. "Kolędy" sa takim właśnie tanim broszurowym wydaniem na okropnym papierze, jak z papieru toaletowego. Skala barw jest skromniejsza niż zwykle, a rysunki wydają się nieco uproszczone. Ale wciąż sa pełne raz to dziecięcej radości, kiedy indziej podniosłości jak z misteriów średniowiecznych. 

Przy okazji wizyty w księgarni Liber przy Uniwesytecie zetnęłam się z ciekawym zjawiskiem. Spotkałam tam starszego pana, zdaje się bojówkarza ultraprawicowego. Gdy sięgnęłam po książkę egipskiego autora nagle zwrócił się do mnie, żebym tego nie brała do ręki, bo to napisał na pewno islamista, a oni "...chcą nas uczyć o Bogu. Nas! Wyobraża sobie Pani?" Gdy sięgnełam po ostatnią pracę Anne Apppelbaum przestrzegł mnie, że to są jakieś głupoty, bo przecież ta Żydówka nie wie, co to 'żelazna kurtyna', bo "nigdy za nią nie była". Poczułam się, jakbym była na wiecu politycznym... Polska dla Polaków, ziemia dla ziemniaków...

Kiedyś było "Krakowskie Przedmieście pełne deserów", a teraz to samo Krakowskie pełne jest zaczadzonych... Na szczęście chwilę potem ucięłam sobie pogodną pogawędkę z innym panem w antykwariacie. Tym razem spotkałam zwolennika toleracji, który jako prawosławny doskonale rozumie i popiera - zresztą jak ja - hasło: Żyj i daj żyć innym!











niedziela, 17 listopada 2013

Równowaga

Tym razem chodzi mi konkretnie o równowagę kwasowo-zasadową organizmu. 
Ostatnio jem po prostu za dużo białka. Jeszcze nie jest tragicznie, bo warzyw jem wciąż sporo i nadal bardzo mało produktów mącznych, ale jednak za bardzo przechylam się w stonę diety zakwaszającej. 




Nigdy nie zapomnę jak moja bratowa w fazie białkowej diety Dukana zrobiła się szara na twarzy, tak bardzo miała zagregowane, zlepione krwinki. Krew nie przenosiła dostatecznej ilości tlenu. Pamiętam też, że wszyscy nieodmiennie podkreślają, jak odmładzam się na diecie warzywnej, pełnej odkwaszających warzyw, owoców i kiszonek. Znikają mi nawet pajączki na twarzy :) Niestety jest to efekt przemijający wraz z wprowadzeniem białka zwierzęcego do diety.

Czyli teraz czas na bardziej zdecydowane zmieniejszenie ilości białka zwierzęcego, a konkretnie jajek, wędlin, sera białego i mięs do 3 dawek na tydzień.

Bez glutenu

Po zrobieniu testu Food Detective okazało się, że Janek i Zuza nie tolerują w pewnym stopniu glutenu, mleka, jajek i drożdży. Z kolei ja z Maciejem nie tolerujemy innych białek zbóż niż gluten. Co w sumie niemal na jedno wychodzi... A wszyskim nam szkodzi kukurydza. Dodam do zestawu, że narzeczona Tomka cierpi na celiakię... Tylko Tomek jest na razie zdrowy (bo się nie poddał testom :).

Znam już co nieco sytuację człowieka na diecie bezglutenowej, bo i Janek był na niej 6 lat (od 1988 r.) i ja ponad trzy lata (10 lat temu). Na pewno dużo się zmieniło od tego czasu. Niemniej, niewątpliwie jedno się zmienić nie może: nijak się nie da w pełni nadrobić braku glutenu. Nie jest może aż tak źle, jak mówi słynny obżartuch Maciej Nowak, że na modnym przyjęciu wegańsko-bezglutenowym "nic nie nadawało się do jedzenia"... Jednak dla potraw bezglutenowych trzeba być naprawdę wyrozumiałym.

Ja mam już pewne swoje patenty, które staram się dla nas wszystkich stosować. Polegają one głównie na unikaniu jak ognia pieczywa. Moje dotychczasowe doświadczenie podpowiada, że można to osiągnąć, tylko i wyłączne zwiększając udział warzyw i owoców w diecie. 


To wystarcza głównie mnie, bo reszta towarzystwa cierpi na poważniejsze niż moje uzaleźnienie od słodyczy :)

Dla nich znalazłam stronę o potrawach bezglutenowych natchniona.pl

poniedziałek, 11 listopada 2013

Biegajcie ludzie, biegajcie...

W całej Polsce urządza się w Dniu Niepodległości biegi. Wspaniale! 

Oby wszyscy zaczęli biegać. Wtedy trudniej byłoby im wpaść na pomysł, żeby palić, rzucać kamieniami i skandować nienawistne hasła. Bo bieganie łagodzi obyczaje... I jest objawem kultury - fizycznej, bo fizycznej - ale jednak kultury.

Ja poproszę mniej krzyku, więcej ciszy. Kofi też prosi :)





niedziela, 10 listopada 2013

Czego brak Polakom?

Wielu rzeczy... Np. optymizmu, zaufania do innych, szacunku dla prawa, wydolnego systemu emerytalnego, odnawialności pokoleń, pomysłu na edukację powszechną, itd., itp.

Ale bardzo brak nam także witaminy D3. Jest to potwierdzone, że dotyczy to całej populacji nadwiślańskiej.




Drzewiej człowiek chodził na golasa godzinami w poszukiwaniu korzonków, albo biegł za antylopą. Na krzywicę i słabość mięśni chorowali tylko królowie. Ubrani w bogate szaty i przebywający stale w pomieszczeniach chronili swe królewskie oblicza przed niezdrową opalenizną... Teraz wszyscy jesteśmy królami przed swoimi komputerkami :)





Ale skupmy się na nowych odkryciach związanych z tzw. witaminą D3. W rzeczywistości jest ona raczej hormonem, który daje siłę naszym mięśniom i kościom. Potrzeba nam go kilka razy więcej niż się dotąd mówiło, nawet 4 tysiące jednostek dziennie. Szzcególnie ważna jest jego suplementacja od listopada do lutego. 

Więcej TU

sobota, 9 listopada 2013

Jarmuż raz!

Jesienią w MAKRO pojawia się jarmuż. Jak widzę, to zaraz kupuję. To roślina rodzima, świetnie przystosowana do klimatu Polski. Może nawet zimować w gruncie, bo mróz ją konserwuje. Jej zielone, kędzierzawe liście pamiętam ze wsi, kiedy bywałam tam jesienią u dziadka. Jej smakz kolei poznałam jakieś 30 lat temu w Portugalii, w stołówce studenckiej, gdzie robi się z niego najpopularniejsza zupę caldo verde. Ale nazwę tej cennej rośliny poznałam zaledwie... w zeszłym roku!

Roślina jest cenna, bo to bomba witaminowa, antyrakowa i enzymatyczne żywe jedzenie. Tak się złożyło, że akurat dziś pisze o tym - specjalnie dla biegaczy - Jagoda Wąsowska na magazynbieganie.pl:

„Jarmuż, proszę pana (to do sprzedawcy jarmużu, który o nim wiedział tyle co nic), ma mnóstwo  witaminy K (bierze udział w krzepnięciu krwi, ma właściwości przeciwbólowe, przeciwzapalne, przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze), witaminę A (wpływa na widzenie, obniża poziom cholesterolu, korzystnie działa na serce, podnosi odporność organizmu, usuwa wolne rodniki),witaminę C (pomaga wchłaniać żelazo i mangan, zwiększa naszą odporność, tworzy kolagen, chrząstki i kości, polepsza sprawność fizyczną) i beta–karoten, który wątroba przetwarza na witaminę A”.

Dzisiaj zrobiłam sobie z niego caldo verde właśnie. Skorzystałam z Thermomixa:

Rozdrobniłam warzywa. Poddusiłam cebulę i czosnek, marchewkę, pietruszkę i pora (3 min.). Potem już tylko dodałam obrany z twardych włókien jarmuż, dodałam wodę i gotowałam 15 min. Sól, pieprz, ew. zioła prowansalskie. Wyszła bombowa zupa krem.